Departament Stanu USA radzi wszystkim Amerykanom, aby nie wybierali się w najbliższym czasie do Wenezuleli. Wydał też zarządzenie, by do kraju wróciły rodziny dyplomatów i ta część personelu ambasady i konsulatów, która nie jest niezbędna do ich działania.

"Sytuacja w Wenezueli jest zmienna i nieprzewidywalna" - napisano w komunikacie amerykańskiego resortu spraw zagranicznych. Groźba wybuchu kolejnych zamieszek w tym kraju staje się coraz bardziej realna. Lider opozycyjnej grupy "Akcja demokratyczna" Rafael Marim odrzucił możliwość dialogu z prezydentem Hugo Chavezem, który w niedzielę powrócił do władzy. "Ten mężczyzna, to indywiduum, został pozbawiony urzędu przez swój własny naród. W konsekwencji odmawiamy uznania go za prezydenta republiki" - mówił Marim. Gdyby doszło do rozruchów, niebezpieczeństwo ataków na Amerykanów byłoby tym większe, że zwolennicy Chaveza uważają, iż Waszyngton popierał przewrót. Biały Dom przyznał, że w ostatnich miesiącach dochodziło do spotkań członków administracji z wenezuelską opozycją, ale nie zachęcano nikogo do obalenia legalnych władz państwa.

Rys. RMF

01:00