Żaden unijny dokument nie precyzuje, kto reprezentuje dany kraj na szczycie: prezydent, premier, czy może obaj. Pewne jest, że trzy osoby z jednego państwa mogą dostać identyfikatory, żeby wejść na salę obrad. Na sali są jednak tylko dwa krzesła. Ponieważ na szczyt wybiera się jeszcze szef dyplomacji, to zaczyna się robić trochę ciasno.

Prezydent twierdzi, że pojedzie między innymi dlatego, że ma trochę więcej wigoru, jeśli chodzi o załatwianie tam różnych spraw dla Polski. Ale zaprasza premiera do wspólnego lotu. Premier nie zamierza jednak skorzystać z tej oferty i zarezerwował sobie drugi samolot rządowy.

Donald Tusk też upiera się przy tym, że to on jest przewodniczącym delegacji. Wyraźnie podkreśla, że wyjazd na szczyt to delegacja rządowa. Na razie rząd stara się nie zauważać faktu, że prezydent naprawdę zamierza wziąć udział w unijnym szczycie. Nie mam żadnych informacji na ten temat - mówi reporterce RMF FM wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer:

Kremer dodaje, że ten szczyt nie ma charakteru nadzwyczajnego, więc udział prezydenta jest zupełnie zbędny. Poza tym, wbrew temu co mówią urzędnicy Lecha Kaczyńskiego, nie ma tam tematu Gruzji i Rosji. Te tematy są jedynie przeznaczone do omówienia na nieformalnej kolacji ministrów spraw zagranicznych - podkreśla Andrzej Kremer:

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski również udaje się do Brukseli.