Donald Tusk nie widzi niczego niedobrego w wysokich kosztach spotu reklamującego 10 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Jak stwierdził premier, "sprawa jest czysta jak woda źródlana". Szef rządu podkreślił także, że klip został sfinansowany w większości ze środków unijnych w ramach kampanii informacyjnej dotyczącej wykorzystania funduszy europejskich.

Wczoraj premier zaprezentował okolicznościowy, kilkudziesięciosekundowy spot, którego produkcja kosztowała prawie milion złotych, a jeśli doliczyć koszty emisji w telewizji, nawet 7 milionów złotych.

Donald Tusk broni tego wydatku, bo jego zdaniem warto pokazywać, jak członkostwo w Unii zmieniło Polskę. Problem jednak w tym, że na krótkim filmiku widzimy nie ostatnie 10 lat, a aż 23 lata.

Premier twierdzi przy tym, że do pokazywania, jak unijne pieniądze zmieniają Polskę, zmusza nas Bruksela i dlatego co roku ta sama kwota jest wydawana na promocję. Teraz, pierwszy raz - jak mówi premier - skutecznie.

W tym wszystkim dziwią jednak koszty produkcji. Prawie milion złotych za kilkudziesięciosekundowy film to ogromna kwota. Dla porównania, prawie dwugodzinny film "Chce się żyć" w reżyserii Macieja Pieprzycy z ubiegłego roku kosztował 3 miliony i zebrał masę nagród. Rządowa reklamówka nagród jeszcze się nie doczekała.

"Hey Jude"...

Kampanię dot. 10-lecia Polski w UE premier zainaugurował wczoraj. Przedstawiono krótki film, w którym wykorzystano m.in. piosenkę Beatlesów "Hey Jude". W spocie pokazano, jak zmieniła się Polska po wejściu do Unii; film kończy się hasłem - "10 lat świetlnych".

Rządowy przetarg na klip sprawdzi Najwyższa Izba Kontroli. Zawsze - rokrocznie - wszystkie wydatki budżetowe kontrolujemy, więc także NIK w stosownym momencie zbada prawidłowość wydatkowania tych środków i oczywiście to, czy te pieniądze przełożyły się na odpowiednią jakość tego materiału, który możemy obejrzeć - zadeklarował prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski.

(abs)