Z projektu dokumentu końcowego na przyszłotygodniowy szczyt UE, który przygotował gabinet Donalda Tuska wynika, że były premier jako szef Rady Europejskiej odszedł od koncepcji unii energetycznej, za którą sam optował, będąc premierem Polski. Dokument widziała dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon.

Chodzi o realizm i konieczność poszukiwania wspólnego dla wszystkich państw UE rozwiązania - tłumaczy Donalda Tuska jeden z dyplomatów w Brukseli. Unia energetyczna w takiej postaci, jaką proponował w zeszłym roku Tusk jako premier Polski, była od początku skazana na niepowodzenie. Na wspólne zakupy gazu nie było zgody Niemiec i innych dużych krajów Unii, które wolą same dogadywać się z Gazpromem, by uzyskać korzystne dla siebie ceny.

Dlatego Donald Tusk jako szef Rady Europejskiej przejął w całości "rozwodnioną" wersję unii energetycznej, zaproponowaną w zeszłym miesiącu przez Komisję Europejską. Tak więc zamiast apelu o obowiązkowe wspólne zakupy - w dokumencie byłego polskiego premiera mowa jest jedynie o ocenie możliwości już tylko dobrowolnych zakupów. 

W dokumencie przygotowanym przez gabinet Tuska jest 8 szczegółowych punktów prawie dosłownie "wyjętych" z opracowania Komisji, które stanowi okrojoną wersję unii energetycznej lansowanej wiosną 2014 roku przez Donalda Tuska w obliczu ukraińskiego kryzysu. Tak więc poza "dobrowolnymi zakupami" pojawia się między innymi sprawa większej przejrzystości kontraktów gazowych. Punkt został jednak dosyć ogólnikowo zapisany, żeby był do przyjęcia np. przez Niemcy, które już zapowiedziały, że nie zgodzą się kontrolowanie przez Komisję jej kontraktów biznesowych.

Lepsze to, niż nic - podsumowuje dyplomata z jednego z nowych krajów UE. Jego zdaniem, gdyby Tusk twardo obstawał przy swoim, kraje UE odrzuciłyby jego dokument w całości.

(abs)