Piorun poraził dwóch turystów ze Śląska, którzy w czasie burzy znaleźli się pod krzyżem na Giewoncie. Mężczyźni na szczęście przeżyli i są przytomni. Ratownicy TOPR przetransportowali ich do zakopiańskiego szpitala.

Zobacz również:

TOPR-owcy zastanawiają się, jak to możliwe, że turyści znaleźli się w czasie burzy w najbardziej niebezpiecznym podczas wyładowań miejscu w Tatrach. Po południu nastąpiło tam załamanie pogody. Nie jest wykluczone, że rażonych piorunem zostało więcej osób, być może nawet 6 - powiedział ratownik TOPR-u Jacek Broński, który na pokładzie śmigłowca udzielał pomocy porażonym. Dwie osoby wymagały transportu śmigłowcem do szpitala. Po ewakuacji z rejonu łańcuchów w górnej kopule, jakieś 5 metrów od krzyża - mówił.

Co dziwne, nie dość, że tak dużo ludzi było w czasie burzy w pobliżu krzyża, który działa jak piorunochron, to jeszcze kolejne osoby szły do góry. Z pokładu śmigłowca widzieliśmy nawet osoby, które niosły dziecko roczne. To jak grochem o ścianę. Te osoby dalej uparcie idą w góry - dodał ratownik.

Giewont jest jednym z najniebezpieczniejszych szczytów w Tatrach, niemal każdego roku dochodzi tam do wypadków porażenia piorunem. Stojący na Giewoncie piętnastometrowy żelazny krzyż oraz łańcuchy asekuracyjne przyciągają wyładowania atmosferyczne.

Niebezpiecznie także na Słowacji

Burze dały się dziś we znaki także polskim turystom na Słowacji. Najpierw o pomoc poprosili turyści, których na wyciągu krzesełkowym na Łomnicką Przełęcz zatrzymała burza. Obawiali się porażenia piorunem, a wyciąg przez 45 minut nie działał z powodu silnego deszczu.

Chwilę później o pomoc poprosił 57-letni polski turysta. Mężczyzna zranił się w nogę, prawdopodobnie uciekając przed burzą. Słowaccy ratownicy zwieźli go do szpitala śmigłowcem.