„Wystarczy jakieś skojarzenie, choćby mężczyzna, który zachowuje się jak tamten z przedziału, wzór bluzki podobny do tego u współpasażerki i wraca do mnie szczęk gniecionej stali, zapach krwi” – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Polskim” Magdalena Sipowicz ze Skawiny, jedna z najciężej poszkodowanych osób w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami. Życie straciło wtedy 16 pasażerów z dwóch pociągów, a ponad 150 zostało rannych.

Widzę jak podłoga się rozstępuje, palę się od wewnątrz i coś wciąga mnie pod spód wagonu. Pamiętam, jak powoli traciłam świadomość i tę straszną samotność, która mnie osaczyła, gdy leżałam na kolejowym nasypie - opowiada pani Magdalena, przywołując powracające wspomnienia. W rozmowie z "Dziennikiem Polskim" mówi też o tym, jak radzi sobie z protezą nogi, z której korzysta od czasu katastrofy.

Gdy zobaczyłam tę moją sztuczną nogę, byłam szczęśliwa. Czar prysnął, gdy ją założyłam i nie mogłam zrobić kroku. W moim kikucie prawie nie ma kości, siedemdziesiąt procent stanowi tkanka miękka, nie mam na nim dobrego wsparcia. Żeby chodzić z protezą, napinam mięśnie całego ciała. Pod wieczór jestem wykończona - przyznaje. Śni mi się na przykład, że idę na fantomie mojej nogi. Jej nie ma, a ja idę. Cudowne uczucie. Znika, gdy się budzę i wracają bóle fantomowe - opowiada. Nikt zdrowy nie potrafi sobie tego cierpienia wyobrazić. Nie rozumie, że może boleć coś, czego nie ma - podkreśla.

Dziennik Polski