Tylko od Rosjan zależy, kiedy polscy biegli skończą prace nad odczytaniem zapisu rozmów z kokpitu jaka-40, który lądował w Smoleńsku przed katastrofą prezydenckiego tupolewa. Trzeba zweryfikować zeznania technika pokładowego, który twierdził, że kontrolerzy wydawali pilotom komendy zejścia poniżej dopuszczalnego minimum.


Rosjanie nie nadesłali jeszcze wszystkich danych, o które prosiła polska strona. Chodzi o parametry napięcia elektrycznego w Moskwie z dnia, w którym kopiowano nagrania z wieży kontroli lotów. Biegli chcą wydać pełną opinię, która obejmie zapis rejestratora pokładowego, a także magnetofonów z wieży. Będzie to możliwe, gdy potwierdzą autentyczność kopii rosyjskiego nagrania. Parametry napięcia w moskiewskiej sieci mają posłużyć właśnie weryfikacji tego, czy była ingerencja w to nagranie.

Wygląda na to, że prace nad protokołami dobiegają już końca. Jednak dopóki Rosjanie nie uzupełnią braków w dokumentacji, ta opinia ekspertów nie będzie mogła się stać materiałem dowodowym.

Zapis z Jaka-40 mógłby rzucić nowe światło na katastrofę smoleńską

Prokuratorzy zajmujący się badaniem katastrofy smoleńskiej już w 2010 roku zabezpieczyli nagrania z magnetofonu pokładowego Jaka-40, które rzekomo mają zawierać zapis sprzecznych z przepisami komend. Rosjanie mieli wydać załogom jaka, tupolewa i rosyjskiego iła komendy schodzenia nie na 100, ale na niedopuszczalną na smoleńskim lotnisku wysokość 50 metrów. Gdyby okazało się, że to prawda, rzuciłoby to nowe światło na badanie przyczyn katastrofy.