Resort obrony chce rozszerzyć krąg osób, które mają prawo do samochodów służbowych z kierowcą. Teraz taki przywilej przysługuje ponad 100 osobom - pisze "Rzeczpospolita". Jednak wkrótce takich osób może być aż o 40 więcej.

Decyzja ministra Bogdana Klicha dawałaby takie przywileje m.in. dowódcom brygad, dowódcom pułków i szefom wojewódzkich sztabów wojskowych. Dokument jeszcze nie został podpisany przez ministra. Na razie jest w konsultacjach - mówi dziennikowi Robert Rochowicz, rzecznik MON. Nie chce wyjaśnić, dlaczego tak wielu urzędników musi korzystać ze służbowych samochodów.

Według wyliczeń resortu obrony, roczne utrzymanie służbowego auta to około 17 tysięcy złotych. MON nie wliczyło w to jednak kosztów wyżywienia i zakwaterowania żołnierza służby zasadniczej, który wozi wojskowych dygnitarzy (ok. 3500 zł miesięcznie na każdego żołnierza). Zatem już teraz przejazdy urzędników MON i wojskowych kosztują podatnika blisko 4 miliony złotych rocznie - akcentuje gazeta.

Rozmówcy "Rzeczpospolitej", nawet ci z armii, przyznają, że taka liczba samochodów służbowych w MON i armii, to "istne Bizancjum". W Stanach Zjednoczonych widywałem jednogwiazdkowych generałów, którzy do Pentagonu jeździli metrem - mówi gazecie oficer Wojska Polskiego, który był na kursach w USA.

Trzeba się temu dokładnie przyjrzeć, bo szliśmy do wyborów z założeniem, że będziemy ograniczać przywileje władzy. Na pewno nie może być tak, że samochody służbowe mają dyrektorzy departamentów. Poproszę ministra Klicha o wyjaśnienia - deklaruje Grzegorz Dolniak, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO, członek sejmowej komisji obrony.