Mieszkanka Zgierza, która zabiła swoje dziecko i popełniła samobójstwo, dzień przed tragedią szukała pomocy u psychologa - ustaliła reporterka RMF FM. W czwartek 28-latka i jej niespełna 3-letnia córeczka spłonęły w swoim rodzinnym domu.

Kobieta nie dostała się do psychologa, bo w przychodni była długa kolejka i lekarz stwierdził, że nie zdąży wszystkich przyjąć. Mąż zabrał 28-latkę do poradni, bo najbliżsi byli zaniepokojeni zmianą jej zachowania - wyjaśnia prokurator Krzysztof Kopania. Kobieta wcześniej nie leczyła się psychiatrycznie. Miała m.in. problemy ze snem. Unikała też kontaktu z ludźmi.

Rodzice kobiety, którzy zauważyli, że stała się zamknięta w sobie i przygnębiona - robili co mogli, żeby jej pomóc. Kiedy mąż wychodził do pracy, starali się dotrzymać jej towarzystwa, żeby nie była sama. W dniu, kiedy doszło do tragedii odwiedził ją ojciec. Niestety nie zdążył zapobiec najgorszemu.

28-latka przebywała na urlopie wychowawczym i w tym czasie zajmowała się córką. Jesienią miała wrócić do pracy. Sąsiedzi rodziny twierdzą, że w domu małżeństwa nie dochodziło do awantur. Kobieta i jej mąż nie mieli też problemów finansowych.

Strażaków powiadomił ojciec i dziadek dziecka

Do tragedii doszło w czwartek około godziny 9 rano. Mąż 28-latki poszedł do pracy. Dziadek dziecka próbował się skontaktować z matką, a gdy mu się to nie udało, przyjechał do domu. Drzwi były jednak zamknięte. Mężczyzna zadzwonił po męża kobiety. Po wejściu do środka znaleźli leżące na podłodze zwłoki matki, trzymającej w objęciach 2,5-letnią córkę. Ich ciała i odzież w znacznym stopniu były nadpalone.

Na miejsce wezwano strażaków. W domu znaleziono ślady spalenia m.in. w piwnicy, na schodach, w kuchni, łazience oraz w dużym pokoju. Prawdopodobnie w tych miejscach zostały rozlane substancje łatwopalne. Odkręcone były także zawory od kuchenki gazowej, ale gaz się nie ulatniał, bo zadziałały blokady - wyjaśniał w czwartek jeden z prokuratorów.

Podczas oględzin zwłok przeprowadzonych z udziałem biegłego medyka, na ciałach matki i córki poza oparzeniami nie znaleziono innych obrażeń. Dlatego śledczy uważają, że obie zginęły w wyniku zatrucia tlenkiem węgla.W przyszłym tygodniu odbędą się sądowo-lekarskie sekcje zwłok i one pozwolą na bardziej precyzyjne ustalenie mechanizmu śmierci zarówno kobiety jak i dziecka - zapowiedział rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Dodał, że w piątek udało się przesłuchać męża kobiety, jej ojca oraz sąsiadów.

(MN)