"Lokomotywy są całkowicie pogniecione. To praktycznie jest złom" - mówi pan Paweł, który pomagał poszkodowanym w katastrofie kolejowej w Szczekocinach w Śląskiem. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM dodaje, że dwa pociągi zderzyły się czołowo. Według niego, wśród rannych są także obcokrajowcy.

Zobacz również:

  • 16 osób zginęło w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami koło Zawiercia. Minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki poinformował, że do tej pory udało się zidentyfikować ciała 9 ofiar tragedii. Wśród nich jest obywatelka Stanów Zjednoczonych. Wiadomo, że w wypadku zginęli dwaj maszyniści, trzeci nie został jeszcze zidentyfikowany. W katastrofie rannych zostało 57 osób, wśród których są również obcokrajowcy. W związku z katastrofą prezydent Bronisław Komorowski zdecydował o wprowadzeniu żałoby narodowej, która potrwa w poniedziałek i we wtorek. więcej

Kilka minut po wypadku skontaktowaliśmy się z panem Pawłem, który był jedną z pierwszych osób na miejscu wypadku. Mężczyna pomagał rannym - woził ich do miejscowej szkoły. Oto, co powiedział w rozmowie z dziennikarzem RMF FM:

Czy jest pan w tej chwili na miejscu wypadku?

W tej chwili będę dojeżdżał, ponieważ wozimy pasażerów do szkoły mieszczącej się w Goleniowach. Żeby ciepło im było. Tam mają posiłek jakiś, gorącą herbatę na miejscu. W tej chwili jest tam kilkanaście jednostek straży pożarnej i pogotowia. Rozcinają, ponieważ dwie przednie lokomotywy są bardzo sczepione ze sobą.

Proszę opisać miejsce wypadku. Co pan tam widział?

Dwa pociągi prawdopodobnie były na jednym torze. Zderzenie jest czołowe. Jedna lokomotywa leży na boku w rowie, zsunęła się z nasypu, druga lokomotywa praktycznie też leży na niej, są pogniecione. Z zeznań świadków, których tu przewoziłem - są ofiary śmiertelne. No, jest nieciekawie, w każdym razie.

Ile zniszczonych wagonów pan widział?

W pierwszych pociągach, to około tak trzech pierwszych wagonów jest zniszczonych, te pozostałe są raczej nietknięte. Tak jak mówię, z zeznań świadków wynikało, że znalazły się na jednym torze, jeden pociąg zaczął zwalniać, drugi też, no ale nie zdążyły, no i po prostu zderzenie czołowe, pogniecione są. Lokomotywy - to praktycznie jest złom - pogniecione całkowicie.

Czyli według pana informacji to było zderzenie.

Tak, zderzenie dwóch pociągów. Na pewno, ponieważ te pierwsze lokomotywy są bardzo zmiażdżone, więc to nie było zwykłe wykolejenie.

Gdzie dokładnie doszło do katastrofy, czy może pan opisać to miejsce?

To jest poza miastem. Obok 5-tysięcznych Szczekocin, około dwóch kilometrów za miastem. Tu jest obok taka miejscowość mała - Chałupki.

Ilu jest pasażerów koło pociągu, ilu osobom państwo pomogliście?

W tym momencie tych pasażerów było całkiem sporo. Trudno mi jest policzyć. W każdym razie i obcokrajowcy są, bo i osoby ciemnoskóre przewoziłem. To raczej są studenci, bo jeden z tych pociągów jest relacji Kraków-Warszawa. Tych pasażerów było dosyć sporo. Sołtys tej wsi też udzielił pomocy, udostępnił ciepłe mieszkanie, herbatę również, jakieś tam napoje. Wiadomo, każdy pomaga jak może, bo wiadomo stało się nieszczęście.

Pasażer pociągu: Lataliśmy po przedziale jak torby

"Pamiętam tylko, że poleciałem na osobę, która była przede mną. Zgasło światło" - mówi pasażer jednego z pociągów, które zderzyły się w Szczekocinach koło Zawiercia w woj. śląskim. "Lataliśmy po przedziale jak torby. Słychać było zgniatany metal. Modliliśmy się, żeby nas nie przerzuciło" - dodaje mężczyzna, który w katastrofie nie odniósł większych obrażeń.