Szczecińska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie rzekomej korupcji prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego. Według informacji reportera RMF FM Romana Osicy, jutro śledczy mają ogłosić tę decyzję. Tak zwana afera sopocka wybuchła pięć lat temu po tym, jak biznesmen Sławomir Julke nagrał prezydenta, który miał mu przedstawiać żądania łapówki.

Śledczy uznali, że nie mogą utrzymać zarzutów dla prezydenta Sopotu, bo jedyny dowód w tej sprawie, czyli nagranie rozmowy Sławomira Julkego z prezydentem, jest tylko kopią. W dodatku nie wiadomo, czy nie zmanipulowaną.

Kilka opinii biegłych różniło się w tej sprawie. Taka decyzja prokuratury kończy główny wątek tego śledztwa i oczyszcza prezydenta Karnowskiego z kilkuletniego podejrzenia o korupcję.

W prokuraturze w Gdańsku prowadzony jest jeszcze inny wątek tego śledztwa. Mianowicie wciąż sprawdzane są darmowe naprawy auta prezydenta przez lokalnego dilera samochodów.

Afera sopocka wybuchła pięć lat temu

Tak zwana afera sobocka wybuchła pięć lat temu. Prokuratura zarzuciła Jackowi Karnowskiemu przede wszystkim, że ten w marcu 2008 r. zażądał łapówki w postaci dwóch mieszkań od Sławomira Julkego. Zdaniem biznesmena, który planował przebudować strych kamienicy w Sopocie, prezydent chciał dostać lokale jako zapłatę za pomoc w uzyskaniu od swoich urzędników koniecznych pozwoleń na przebudowę. Przedsiębiorca nagrał rozmowę z prezydentem Sopotu i dostarczył śledczym kopię nagrania. Jak zeznał Julke, dyktafon, na którym znajdował się oryginał, został zniszczony.

Karnowski odpierał od początku wszystkie zarzuty prokuratury, twierdząc m.in., że nagranie rozmowy, w czasie której miał złożyć rzekomą korupcyjną propozycję Sławomirowi Julkemu, zostało przez biznesmena zmanipulowane.

(mal)