Małopolska policja wyjaśnia sprawę awaryjnego lądowania awionetki z aeroklubu w Łososinie Dolnej. Były to tylko ćwiczenia, ale przestraszeni ludzie zaalarmowali o katastrofie policję i straż pożarną - informuje Maciej Grzyb.

Świadkowie widzieli spadający samolot, a chwilę potem dym unoszący się nad lasem niedaleko Tuchowa. Na miejsce wezwano dwa śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i jeden policyjny, a ponad 100 strażaków samochodami i pieszo przeczesywało lasy. Po trzech godzinach okazało się, że pilot cessny ćwiczył w tamtych okolicach awaryjne lądowanie z wyłączonym silnikiem, a dym pochodził z ogniska.

Z ustaleń policji wynika, że pilot o swoich zamiarach poinformował wcześniej dyrektora aeroklubu. Śledczy będą natomiast sprawdzać, czy szefostwo lotniska nie powinno o tym fakcie powiadomić także służby ratunkowej, aby - jak w tym przypadku - nie szukały rozbitej awionetki, która w rzeczywistości bezpiecznie wylądowała w Łososinie Dolnej.