20 pasażerów zostało na lotnisku, a ich samolot linii Ryanair odleciał do Manchesteru przed czasem. Jak ustalił reporter RMF FM, to nie samowola pilota, ale bałagan w dokumentach spowodował takie zamieszanie.

Pilot samolotu Ryanair do Manchesteru wystartował według planu lotu uzgodnionego z Agencją Żeglugi Powietrznej. Ten dokument dla kontrolerów z wieży mówił o starcie samolotu o godzinie 11.10. Tyle że lotniczy slot, czyli "okienko, w którym maszyna może startować lub lądować, uzgodniony wcześniej z lotniskiem, wskazywał już na godzinę 11:30. A o tej porze samolot był już w powietrzu, a na lotnisku zostali zostawieni na lodzie pasażerowie.

Na tablicach informacyjnych wyświetlał się odlot o godzinie 11:30. Kiedy byliśmy przed 11:00 na bramce, już nas nie wpuszczono. Okazało się, że samolot odleciał wcześniej - mówił naszemu reporterowi jeden z niedoszłych pasażerów lotu do Manchesteru. Panie, które odprawiały, powiedziały, że "przepraszamy, ale już samolotu nie ma". Pilot doleciał bez nas - dodała kobieta, która także została na Okęciu.

Przewoźnik co prawda zaproponował pozostawionym pasażerom przelot, ale do Londynu. Część z nich skorzystała z tej propozycji, większość została jednak na lotnisku. Kupili na własny koszt bilety do Manchesteru u innych przewoźników i zamierzają później walczyć o zwrot pieniędzy od Ryanair i odszkodowanie.

Władze lotniska: To wina przewoźnika

Pozostawienie na lotnisku pasażerów to wina linii lotniczych Ryanair - twierdzą władze portu lotniczego im. Chopina. Jednak jak informuje reporter RMF FM Mariusz Piekarski, przewoźnik nie poniesie za to żadnych konsekwencji. Nie przewidziano bowiem żadnej sankcji - ani prawnej, ani finansowej - za to, że przewoźnik złożył do Agencji Żeglugi Powietrznej plan lotu ze startem o 11.10, a z lotniskowym koordynatorem rozkładu lotów miał ustalony wylot o 11.30.

Ryanair na ten lot miał przydzielony slot o 11.30 i my nie odstaliśmy informacji, żeby to miało się zmienić - powiedział rzecznik lotniska Przemysław Przybylski. Dla portu lotniczego obowiązująca była więc godzina startu ustalona w rozkładzie lotów. Pilot posłużył się jednak planem lotu, zapewne z oszczędności, bo dla tanich linii najważniejsze jest, by jak najkrócej stać na płycie lotniska.