Nie będzie zadośćuczynienia za sakrament namaszczenia, jaki nieprzytomnemu mężczyźnie udzielił kapelan ze szczecińskiego szpitala. 66-letni ateista domagał się od szpitala 90 tys. złotych za straty moralne. Orzekł tak Sąd Apelacyjny w Szczecinie.

Sąd uznał, że aby wypłacić mu zadośćuczynienie, mężczyzna musiałby doznać trwałego uszczerbku na zdrowiu lub psychice. Ateista, gdy dowiedział się, że otrzymał w szpitalu sakrament, poczuł się jak "zgwałcona kobieta". Według sądu nie udowodnił jednak, że przez ostatnie namaszczenie zaczął mieć problemy psychiczne.

Wątpliwości wzbudził też fakt, że ateista pozwał szpital dwa lata po tym, jak dowiedział się o sakramencie. Zdaniem sądu, szpitalny kapelan rzeczywiście postąpił niewłaściwie, bo udzielił sakramentu komuś, kto go nie chciał, ale była to wina nieumyślna.

Mężczyzna otrzymał sakrament na szczecińskich Pomorzanach. Leżał wtedy w śpiączce farmakologicznej. O błogosławieństwo kapelana poprosiły pielęgniarki. O tym, że katolicki duchowny udzielił mu sakramentu, 66-letni mężczyzna dowiedział się już po wyjściu ze szpitala - do jego dokumentacji medycznej ksiądz dołączył karteczkę z informacją o posłudze. Za straty moralne chciał 90 tys. zł odszkodowania. Przegrał w sądzie rejonowym i apelacyjnym, ale jego kasację uznał Sąd Najwyższy. Kazał sprawę jeszcze raz rozpatrzeć sądowi apelacyjnemu.

Ważniejszy od wyroku jest sam proces i to, że sąd musi rozpatrywać taką sprawę - komentuje prof. Mirosław Rutkowski, etyk z Uniwersytetu Szczecińskiego. Jego zdaniem problemu ateisty nie można bagatelizować.

W polskim prawie za obrazę uczuć religijnych grozi do dwóch lat więzienia. Ten przepis nie może dotyczyć tylko obrażania uczuć chrześcijan. Jeśli przyjmujemy, że uczucia religijne można urazić, to trzeba przyznać, że sakrament mógł urazić uczucia ateisty - wyjaśnia i przywołuje przypadek Doroty "Dody" Rabczewskiej, która została skazana na grzywnę za określenie Biblii mianem czegoś, "co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła". Skoro to była obraza uczuć religijnych, w tym przypadku jest podobnie - mówi.

Zdaniem strony kościelnej - problemu być nie powinno, bo ksiądz chciał dobrze. Intencją była modlitwa o zdrowie. Wydaje się, że nie jest to niczym zdrożnym. Tym bardziej, że modlitwa nie narusza integralności ludzkiego ciała - mówi ksiądz Sławomir Zyga, kanclerz Kurii Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej.

Zdaniem etyka w sprawie tej nie chodzi o straty materialne czy uszkodzenia fizyczne.Ten człowiek poniósł straty moralne. Ten proces to pewien symbol. Symbol zmian jakie się w naszym kraju dokonują. Świadczy o tym, że powinniśmy nawzajem szanować siebie i swoje światopoglądy - mówi prof. Rutkowski.

Coś już się zmieniło. Mam sygnały od księży, że są bardziej uważni. Pytają rodzinę lub przyjaciół, czy pacjent jest wierzący. Choć oczywiście nigdy nie wiadomo jak osoba, której udzielono błogosławieństwa na nie zareaguje - mówi ksiądz Zyga i dodaje, że są też głosy, że niebawem trzeba będzie nosić w portfelu karteczkę: "Jestem wierzący, gdy coś mi się stanie - proszę wezwać księdza. Nie chciałbym dożyć czasów, gdy nie będzie można się za kogoś publicznie pomodlić ­- dodaje.