Wicepremier Marek Belka nie wykluczył, że rząd w ramach nowej strategii wprowadzi odpłatność za niektóre świadczenia publiczne. Premier Leszek Miller tę wypowiedź kategorycznie zdementował. Już nie pierwszy raz premier i jego zastępca mówią rzeczy sprzeczne. Czy jednak rzeczywiście grozi nam, że za nieodpłatne dotąd świadczenia z zakresu zdrowia czy edukacji będziemy musieli płacić?

W miniony weekend pojawiła się propozycja wprowadzenia opłat za część świadczeń publicznych. Jak powiedział premier Leszek Miller: "Ta kwestia była luźno dyskutowana". Propozycja została skrytykowana i najprawdopodobniej nie znajdzie się w programie gospodarczym rządu, który zostanie ogłoszony w końcu tego tygodnia. "Płatności za podstawowe usługi socjalne i społeczne – tego rodzaju zamiar nie będzie wdrożony" – dodał premier. Nie znaczy to wcale, że nie istnieją plany oszczędania na tych sferach życia, które uchodzą tradycyjnie za nieodpłatne. Takie plany od co najmniej roku analizowane są w resorcie finansów. Były wiceszef tego resortu Rafał Zagórny przyznaje jednak, że w tych pracach "wyhamowują" urzędników istotne racje polityczne: "Nawet symboliczne opłaty dla osób biednych, dla emerytów, dla rencistów mogą być problemem" - mówi Zagórny. Gdyby ministrowie z gabinetu Millera wprowadzili opłaty za darmowe dotąd świadczenia, zostaliby natychmiast odsądzeni przez własny elektorat od czci i wiary.

Pomysł wprowadzenia takich opłat nie jest pomysłem nowym. Pojawił się już rok temu. Przedstawiciele resortu finansów mają największą ochotę na wprowadzenie opłaty za badania specjalistyczne. Kilkuzłotowa opłata nie tyle zasiliłaby budżet, co ograniczyła wydatki. Dzisiaj podatnik płaci za badania, wykonywane w dużej części przez hipochondryków. Mówi się też o wprowadzeniu opłaty za posiłki w szpitalach – to jednak jest już mniej prawdopodobne. Wraca też pomysł 100-złotowej opłaty administracyjnej, jaką obciążono by studentów. Byłaby to jednorazowa opłata pobierana od każdego studenta. Miałaby ona zasilić budżet sumą w wysokości 120 milionów złotych rocznie (tak jest np. na Węgrzech). Jednak i ten pomycł ma w rządzie bardzo wielu przeciwników. Zdaniem Rafała Zagórnego, propozycje mogą okazać się niezgodne z Konstytucją: „My jesteśmy ubezpieczeni. Ci którzy pracują są ubezpieczeni. I w ramach tych ubezpieczeń zdrowotnych mają prawo do bezpłatnej opieki”. Te "robocze" plany rządu, choć dla finansów państwa korzystne, są jednak niepopularne, a tym samym na szczęście są mało realne.

foto Archiwum RMF

07:00