Już jutro Leszek Miller odwiedzi Berlin. Będzie to pierwsza wizyta zagraniczna nowego polskiego premiera. Rozmowy dotyczyć mają między innymi przyszłego dostępu Polaków do niemieckiego rynku pracy.

Z Brukseli docierają wieści o rychłej zmianie stanowiska Polski w tej sprawie na bardziej uległe. Według tych sygnałów mielibyśmy zgodzić się na unijne 7-letnie restrykcje dla naszych pracowników na unijnym rynku. Premier Miller stanowczo zaprzeczył tym pogłoskom. Oświadczył wprost, że to nieprawda, jakoby Polska miała pójść na ustępstwa w negocjacjach z Unią Europejską w kwestii pracy. To stoi w sprzeczności z opinią Jana Truszczyńskiego, doradcy prezydenta RP do spraw europejskich, typowanego na nowego negocjatora Polski. Zdaniem Truszczyńskiego, polskie stanowisko w tej ostatniej sprawie jest bardzo bliskie propozycjom Unii. A Piętnastka domaga się wprowadzenia 7-letniego okresu przejściowego w kwestii prawa do pracy dla Polaków. Z czego wynikają te rozbieżności? Być może z nowej sytuacji - i po prostu nie przygotowania nowej ekipy, która nie ma jasnej i spójnej koncepcji w tej sprawie.

7-mioletniego okresu przejściowego dla Polaków domagają się Niemcy i Austriacy. Inne kraje Unii chcą krótszej "kwarantanny", a Holendrzy, Duńczycy i Szwedzi - nie przewidują okresów przejściowych na dostęp do swoich rynków.

Tymczasem, jak pisze dzisiejsza „Rzeczpospolita”, negocjujący z Unią Europejską Czesi wywalczyli zgodę Brukseli na to, by kraje Europy Środkowej, kandydujące do Unii, mogły wprowadzić wobec siebie również trwający do siedmiu lat zakaz podejmowania pracy.

Wyjaśnijmy: dotąd prawo do wprowadzenia takich restrykcji miały mieć tylko państwa Piętnastki. W zamian za to ustępstwo Czesi zgadzają się zakończyć negocjacje z Brukselą o swobodnym przepływie osób. Zdaniem specjalistów, jeśli Praga wprowadzi restrykcje, to przede wszystkim wobec Słowaków. I choć Polaków pracujących w Czechach jest niewielu, oczekuje się jednak, że czeskie władze niemal na pewno wprowadzą restrykcje również wobec naszego kraju.

07:15