Rodzice z Giżycka i okolic, których dzieci nie pojechały na wycieczki do Hiszpanii i Bułgarii wciąż nie otrzymali zwrotu pieniędzy.

Rodzice z Giżycka i okolic, których dzieci nie pojechały na wycieczki do Hiszpanii i Bułgarii wciąż nie otrzymali zwrotu pieniędzy.
Rodzice dostali zapewnienie, że zwrot gotówki będzie od 6 sierpnia /Piotr Bułakowski /RMF FM

Policja w dalszym ciągu ustala, kto odpowiada za nieudaną organizację wycieczek do Hiszpanii i Bułgarii. Przesłuchiwane są kolejne osoby w tej sprawie. Kierowniczka Klubu Garnizonowego, wskazywana przez rodziców jako organizatorka, zeznała, że do wycieczek nie doszło przez sprzeczkę i niedogadanie się z biurem podróży. Kobieta powiedziała, że zwróci pieniądze - nie wiadomo jednak kiedy.

Poszkodowani rodzice tracą cierpliwość, mają za złe, że nikt z klubu, ani wojska się z nimi nie kontaktował. Dzisiaj wieczorem organizują zebranie, aby zdecydować co dalej. Być może wydamy jakieś oświadczenie albo podejmiemy kroki prawne - usłyszał nasz reporter od jednej z matek niedoszłej kolonistki. Przypomnijmy, że na wycieczki nie pojechało łącznie 150 osób.

Na dwa dni przed wyjazdem zadzwoniła pani kierownik, że jest przesunięcie terminu na 1 sierpnia, bo pomyliła się. Powiedziałam, że nie ma problemu. 31 lipca dzwoni do mnie córka i mówi, że nie jedziemy do Hiszpanii. Myślałam, że to żart, ale wyjazd faktycznie został odwołany. Wczoraj było spotkanie, na którym był tylko pan z wojska, który nie potrafił nam wyjaśnić, dlaczego nie doszło do wyjazdu - powiedziała naszemu reporterowi mama jednej z uczestniczek niedoszłej kolonii.

Problemy z wyjazdem dotyczą również innej grupy dzieci, które w sobotę miały wyjechać do Bułgarii. Pięć godzin przed odjazdem organizatorka zadzwoniła do jednej z mam, że jej syn nie może pojechać, bo w autobusie są 22 miejsca, a 23 dzieci i on drogą losową został wybrany. Mama na to się nie zgodziła, ponieważ wszystko było opłacone, a dziecko spakowane. Wieczorem przyjechał autobus z wojskowym kierowcą, ale nie było żadnej opiekunki ani organizatorki. Był za to pan, który przedstawił się jako znajomy kierowniczki, mówił, że jest wojskowym, został oddelegowany godzinę wcześniej, aby zawieźć dzieci do Częstochowy. Powiedział, że wycieczka się odbędzie, ale trzeba zrobić losowanie, bo nie ma miejsca. Oczywiście nie zgodziliśmy się na to. Pan stwierdził, że ma przy sobie 20 tysięcy złotych i jak się nie zdecydujemy, to może te pieniądze rozdać, ale część kwoty już wpłaconej do biura podróży przepadnie. Zgłosiliśmy sprawę na policji - powiedziała naszemu reporterowi Eliza Gibuła, jedna z poszkodowanych osób.

15. Giżycka Brygada Zmechanizowana nie poczuwa się do odpowiedzialności. Dowództwo jednostki podkreśla, że też są stroną poszkodowaną. Sprawę bada też żandarmeria wojskowa.

(m)