Za liberalizacją przepisów aborcyjnych w Irlandii opowiedziało się 66,4 proc. uczestników piątkowego referendum - wynika z oficjalnie ogłoszonych danych. Uczestnicy referendum w niegdyś bardzo katolickim państwie byli pytani, czy chcą zniesienia konstytucyjnego zakazu aborcji sprzed 35 lat. Zakaz ten częściowo uchylono w 2013 roku, w przypadku, kiedy zagrożone było życie matki.

W referendum wzięło udział ponad 64 proc. uprawnionych do głosowania, co stanowi bardzo wysoką frekwencję.

Oficjalne dane nie były zaskoczeniem, ponieważ wyniki exit poll wskazywały już, że zdecydowana większość jest za uchyleniem ósmej poprawki do konstytucji i opowiada się za propozycją centroprawicowego rządu premiera Leo Varadkara.

We wszystkich 40 okręgach wyborczych poza jednym głosowano za proponowanymi przez rząd zmianami. Była to niemal odwrotna proporcja niż w referendum z 1983 roku, kiedy zakaz aborcji wprowadzono do konstytucji.

Premier Varadkar powiedział jeszcze przed oficjalnymi wynikami, a po exit pollach, że wynik referendum w sprawie liberalizacji przepisów aborcyjnych jest "kulminacją cichej rewolucji, która odbywała się w Irlandii przez ostatnie 10-20 lat". Dodał, że "opinia publiczna się wypowiedziała i wygląda na to, że wynik (głosowania) to donośny głos (...) za uchyleniem ósmej poprawki".

Ludzie powiedzieli, że chcą współczesnej konstytucji dla współczesnego kraju; że ufamy kobietom i szanujemy, że to one podejmą odpowiednie decyzje i wybory dotyczące ich opieki zdrowotnej - powiedział i podkreślił, że rządowa propozycja zmiany przepisów otrzymała poparcie dwóch trzecich elektoratu, w tym zarówno większości mężczyzn, jak i kobiet, a także wśród niemal wszystkich grup wiekowych, poza osobami powyżej 65 roku życia.

To jest dla mnie sygnałem, że nie jesteśmy podzielonym krajem, ale tak naprawdę krajem zjednoczonym, który chce doprowadzić do tej zmiany i daje rządowi mandat, którego potrzebujemy do przedstawienia tej legislacji przez parlament, żeby wprowadzić ją w życie przed końcem roku - argumentował.

Przeciwnicy aborcji uznali wcześnie w sobotę swoją porażkę, a popierający zmianę przepisów wyrażali zaskoczenie skalą swojego zwycięstwa. Deputowani, którzy byli przeciw aborcji, mówili, że nie będą blokować procesu legislacji.

To, co irlandzcy wyborcy zrobili wczoraj, jest tragedią o historycznym wymiarze - uznało ugrupowanie walczące o zachowanie ósmej poprawki. Dodało ono, że "złe nie staje się prawem tylko dlatego, że popiera je większość".

Największa irlandzka gazeta "Irish Independent" nazwała wynik referendum "doniosłą chwilą w historii Irlandii".

Uchylenie ósmej poprawki do konstytucji, zrównującej prawo do życia kobiety i nienarodzonego dziecka, otwiera drogę do liberalizacji jednych z najbardziej restrykcyjnych przepisów w Europie.

Proponowane przez rząd nowe prawo będzie obejmować możliwość przerwania ciąży do 12 tygodnia od poczęcia bez podania powodu po konsultacji z lekarzem, prawo do aborcji do 24 tygodnia w przypadku poważnego zagrożenia życia lub zdrowia kobiety, a także poważnego uszkodzenia płodu, które może doprowadzić do jego śmierci przed lub wkrótce po narodzinach, jak również nieograniczone czasowo prawo do przerwania ciąży w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia kobiety lub śmiertelnego uszkodzenia płodu.

Nowe przepisy powinny zostać wprowadzone do końca tego roku.

Reforma proaborcyjna stawia również na widoku perspektywę, że kobiety z Irlandii Północnej, gdzie aborcja pozostaje nielegalna, będą jeździć na zabiegi usuwania ciąży do Irlandii.

Przywódcy Sinn Fein, największej partii nacjonalistycznej w tej brytyjskiej prowincji, mającej także wielu zwolenników po południowej stronie granicy, wywiesili napis głoszący: "Północ następna w kolejce". 

(m)