Nie ma wątpliwości, że w Polsce było tajne więzienie CIA. Nie ważne, ile za to zapłacono, ważne, że w Polsce torturowano ludzi - mówi w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej prawnik John Sifton z organizacji Human Rights Watch (HRW), która jako pierwsza pisała o tym już w 2005 r.

Human Rights Watch w listopadzie 2005 r. podała, że tajne więzienia Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) znajdowały się w Polsce i Rumunii. Nieco wcześniej sprawę ujawnił dziennik "Washington Post", który napisał, że tajne więzienia działały w Europie Wschodniej, nie podając jednak nazw krajów.

W 2005 r. "Washington Post" miał wymienić Polskę z nazwy, ale administracja prezydenta George'a W. Busha przekonała wydawców dziennika, by usunąć nazwy krajów i nie pisać o "Polsce", ale o "Europie Wschodniej". (...) My opublikowaliśmy oświadczenie, że kraje, o których mowa, to Polska i Rumunia. My wiedzieliśmy, "WP" też wiedział, ale powstrzymał się (od ujawnienia) z powodu presji wywieranej przez administrację" - powiedział Sifton.

Nie ma żadnych wątpliwości, że w Polsce byli przetrzymywani więźniowie CIA. Przedstawiciele ówczesnych polskich władz zamiast zaprzeczać, niech już lepiej milczą - ocenił Sifton.

"Drążyliśmy głębiej"

HRW na wątek Polski trafiła dzięki informacjom o samolotach, realizujących loty m.in. z Afganistanu i lądujących w Szymanach. Zaczęliśmy pytać, co takiego jest na Mazurach. Gdy dowiedzieliśmy się, że chodzi o szkołę wywiadu, zaczęliśmy drążyć głębiej - powiedział prawnik.

W czwartek "Washington Post" doniósł, że na początku 2003 r. polski wywiad dostał od USA 15 mln dolarów za udostępnienie Amerykanom ośrodka w Starych Kiejkutach. Według gazety było to "prawdopodobnie najważniejsze spośród tajnych więzień", w których CIA za pomocą uznawanych za tortury technik, m.in. podtapiania, przesłuchiwała podejrzanych o terroryzm.

W 2009 r. Sifton był przesłuchiwany przez warszawską prokuraturę, która rok wcześniej wszczęła dochodzenie w sprawie.

Ekspert powiedział, że CIA pierwsze tajne więzienie otworzyła w Tajlandii, ale przeniosła je do Polski, bo "ówczesny premier Tajlandii Thaksin Shinawatra powiedział CIA, że musi je zamknąć". Przenieśli się do Polski, a gdy uznali, że Polska nie jest dość dobrym miejscem, przetransportowali więźniów na Litwę i do Maroka. To wszystko już wiadomo, ale trudno jest publikować na to dowody, bo większość z nich opiera się na poufnych źródłach lub informacjach z drugiej ręki. Część dowodów jest jednak bardzo mocna, są to np. zapisy o przelotach samolotów i zeznania więźniów - powiedział.

Prawnik podkreślił, że już samo potajemne przetrzymywanie więźnia jest w Europie nielegalne. Nawet jeśli nie jest torturowany, to i tak łamane jest jedno z praw człowieka. Nie ma więc wytłumaczenia na to, że (Polacy) wyrazili zgodę (na współpracę). 15 mln dolarów to mimo wszystko nie tak duże pieniądze. Może chcieli wyświadczyć USA przysługę? - pytał retorycznie.

Biorąc pod uwagę, jak ważna była to sprawa, trudno sobie wyobrazić, że szef państwa i rządu mogli o niej nie wiedzieć. O operacji w Tajlandii byli poinformowani zarówno szef rządu, jak i szef wywiadu. Natomiast mogę uwierzyć, że o sprawie nie wiedział polski parlament - dodał Sifton.

Przyznał, że nie ma wielkiej nadziei na to, iż ktoś w USA kiedykolwiek poniesie prawną odpowiedzialność za program przesłuchań z wykorzystaniem kontrowersyjnych metod (m.in. podtapiania czy pozbawiania więźnia snu), opracowany przez CIA w ramach walki z terroryzmem po zamachach z 11 września 2001 roku.

(abs)