Prezydent USA Bill Clinton oświadczył w nocy z piątku na sobotę, iż w ciągu najbliższych godzin może nastąpić przełom w podejmowanych przez niego wysiłkach na rzecz doprowadzenia do szczytu bliskowschodniego.

Clinton mówił o szczycie w piątek wieczorem (w sobotę przed świtem czasu polskiego) w czasie rozmowy telefonicznej z działaczem Partii Demokratycznej z Arkansas. Wcześniej przedstawiciele Białego Domu powiedzieli, że Clinton mógłby udać się na Bliski Wschód w poniedziałek.

W piątek prezydent USA przeprowadził wiele rozmów z przywódcami kilku państw arabskich, aby uzyskać ich poparcie dla idei spotkania na szczycie premiera Izraela Ehuda Baraka i przywódcy palestyńskiego Jasera Arafata, którego gospodarzem byłby prezydent Egiptu Hosni Mubarak. W nocy z piątku na sobotę (czasu warszawskiego) Clinton przez 2 godziny konferował ze swymi czołowymi współpracownikami zajmującymi się problemami zagranicznymi i wojskowymi.

Sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, po spokaniu w piątek wieczorem w Gazie z Jaserem Arafatem, oświadczył, iż wzrosły szanse, by w niedzielę doszło do szczytu bliskowschodnigo z udziałem Arafata, Baraka, Clintona i Mubaraka w egipskim kurorcie Szarm el-Szejk. Kilka godzin później Nabil Abu Rudeina, czołowy doradca Arafata, powiedział agencji AFP, że jest za wcześnie, by mówić o szczycie w Szarm el-Szejk. Agencja AP w sobotę rano cytuje palestyńskiego ministra planowania Nabila Szaata, który oświadczył: "Izrael musi zaprzestać ataków, a jeśli Barak nie zgodzi się na warunki palestyńskie, nie będzie szczytu". Natomiast Barak powiedział w izraelskiej telewizji Kanał 2: "Jeżeli Palestyńczycy wystąpią z żądaniami, my również wysuniemy żądania".

Niemal cały świat namawia Izrael i Palestyńczyków do wznowienia rokowań pokojowych. Kolejny bliskowschodni szczyt wciąż jednak stoi pod znakiem zapytania. Mimo dyplomatycznych wysiłków, do starć palestyńskich demonstrantów i izraelskich żołnierzy doszło w piątek między innymi w Ramallah i w Hebronie - około stu osób zostało rannych, a od izralskich kul zginął Palestyńczyk. W ciągu ostatnich szesnastu dni fala przemocy na Bliskim Wschodzie pochłonęła już ponad sto ofiar. Islamiści z Hamasu ponownie wezwali do świętej wojny. Z kolei jeden z liderów ruchu Fatah, Munir Mak-Dah, wezwał wszystkich muzułmanów, by przyłączyli się do palestyńskiej walki. "Wzywamy wszystkie arabskie państwa, wszystkich wyznawców islamu, by zerwali swe kontakty z Izraelem, a także niszczyli amerykańskie i izraelskie cele w całym świecie arabskim. Niech Amerykanie też poniosą odpowiedzialność za popieranie izraelskiej okupacji" - mówił Mak-Dah.

Do wielotysięcznych antyizraelskich i antyamerykańskich demonstracji doszło w piątek ponownie w Libanie i Jordanii. Muzułmanie protestowali także w Londynie, paląc amerykańskie i izraelskie flagi oraz wznosząc okrzyki: "Święta wojna jedynym rozwiązaniem". Z kolei w Chicago demonstrowało około trzech tysięcy amerykańskich Żydów, wyrażając poparcie dla władz Izraela.

Wydarzenia na Bliskim Wschodzie zdominowały też wczorajszy, pierwszy dzień szczytu Unii Europejskiej we francuskim Biarritz. Przywódcy Piętnastki wydali wspólne oświadczenie, w którym zaapelowali o pokój w regionie. Przywódcy Unii wezwali władze i społeczeństwa Izraela i Palestyny do natychmiastowego wstrzymania eskalacji przemocy. Deklaracja jest bardzo emocjonalna – "Trzeba uratować pokój, czas ucieka" – napisali szefowie państw i rządów. Deklaracja nie idzie jednak w parze z rzeczywistymi możliwościami oddziaływania na Bliskim Wschodzie. Liderzy Unii zastanawiali się najpierw długo, kogo wysłać na izraelsko-palestyński szczyt i w końcu zdecydowali, że będzie to Javier Solana, odpowiedzialny w Unii za politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Solana, który w czwartek wieczorem wrócił z ogarniętego niepokojami regionu, mówił: "Jesteśmy w stałym kontakcie ze wszystkimi stronami, nie szczędzimy wysiłków i środków, by znaleźć rozwiązanie tego jednego z największych problemów w historii. To bardzo trudnyt okres, ale nie wątpię, że jest nadzieja na pokój. Nie mamy jednak zbyt wiele czasu".

Z Biarritz relacjonuje nasza specjalna wysłanniczka Katarzyna Szymańska-Borgignon:

07:45