Rząd przyśpiesza prywatyzację i do końca 2011 r. chce sprzedać udziały w tysiącu firm. Ich pracownikom przypadnie 15 procent akcji, zaś do kasy państwa ma wpłynąć aż 27 miliardów złotych. Jak dowiedział się dziennik „Polska”, w resorcie skarbu zakończono już prace nad czteroletnim programem prywatyzacji, który zostanie ogłoszony na początku marca.

Na liście firm do prywatyzacji znajdą się m.in. Poczta Polska, PKP InterCity i PKP Cargo. Z kolei spółka PKP Przewozy Regionalne ma trafić ręce samorządów. Rząd nie chce pozbywać się na razie udziałów w spółkach surowcowych: Orlenie PGNiG, KGHM i Lotosie, bo wciąż obawia się wrogich przejęć ze strony Rosji i zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego.

Przykłady prywatyzacji w innych krajach pokazują jednak, że wydostanie się spod państwowej kurateli częściej wychodzi firmom na dobre. W Szwajcarii działa kilkadziesiąt spółek kolejowych obsługiwanych przez samorządy. Pociągi są czyste i punktualne, a bilety, jak na warunki szwajcarskie, kosztują niewiele.

Kolejne polskie rządy obawiały się prywatyzacji większych firm. Przynosiło to często dramatyczne skutki - Kompania Węglowa przynosi wielkie straty, bo zdecydowanie zbyt wiele osób pracuje w administracji, a nie pod ziemią. Podobnie jest ze Stocznią Gdańsk, którą w ostatniej chwili przed upadłością uratował ukraiński Donbas. Tymczasem ledwie kilkaset metrów dalej działa z powodzeniem sprywatyzowana Stocznia Remontowa.

Eksperci chwalą rządowe przyśpieszenie prywatyzacji, choć krytykują sprzedaż akcji na giełdzie. Niekoniecznie oznacza ona poprawę działania firmy, bo będzie miała zbyt wielu właścicieli, a nie jednego, który postawi ją na nogi.