Prokuratura nie wyklucza postawienia zarzutów w sprawie śmierci Violetty Villas. Śledczy sprawdzają, czy za fatalne warunki, w których żyła artystka, można pociągnąć kogoś do odpowiedzialności. Decyzja w tej sprawie zapadnie za dwa tygodnie.

Lekarze sądowi ustalili, że przed śmiercią artystka była bardzo słaba, a jej organizm wyniszczony. Wiadomo, że piosenkarka miała złamaną nogę, ale w ostatnim czasie nie zgłaszała się do lekarza. Nikt też nie skontaktował się z lekarzem w jej imieniu. Ze wstępnych wyników sekcji zwłok Villas wynika, że bezpośrednią przyczyną śmierci mogły być właśnie powikłania po nieleczonym złamaniu nogi lub po zapaleniu płuc. Ponadto stan fizyczny - m.in. odleżyny - może świadczyć, że artystka od jakiegoś czasu była unieruchomiona.

Piosenkarka zmarła w poniedziałek. Mieszkała sama. Ekipa pogotowia ratunkowego, która przyjechała do domu artystki w Lewinie Kłodzkim, zawiadomiła policję. Funkcjonariusze, którzy zobaczyli, w jakich warunkach mieszkała Villas, powiadomili z kolei prokuraturę.

Przesłuchano już opiekunkę 73-letniej artystki. Kobieta twierdzi, że Villas czuła się bardzo dobrze i nic nie zapowiadało tragicznego końca.

Prokuratorzy zlecili jeszcze badania toksykologiczne, biochemicze i histopatologiczne. Na ich wyniki muszą poczekać jeszcze kilkanaście dni. Wtedy zdecydują, czy ktoś powinien odpowiedzieć za opiekę nad artystką w ostatnim okresie jej życia.