Rzecznik rządu może odetchnąć z ulgą. Jak dowiedział się reporter RMF Mariusz Piekarski, warszawska prokuratura nie zajmie się ponownie sprawą oświadczenia majątkowego Pawła Grasia. Chodzi o podejrzenie, że złamał ustawę antykorupcyjną, zasiadając we władzach prywatnej spółki w czasie gdy pełnił rządową funkcję. Dziś śledczy wydali odmowną decyzję w tej sprawie.

Prokuratura tłumaczy swoją decyzję tym, że dokumenty firmowe, które miał podpisać Graś dotyczyły krótkiego trzymiesięcznego okresu, w którym Graś nie był już sekretarzem stanu odpowiedzialnym w kancelarii premiera za służby specjalne a jeszcze nie został rzecznikiem rządu. Po drugie, jak tłumaczy prokurator Katarzyna Jakacka, Graś miał podpisać dokumenty już po tym, jak złożył oświadczenie majątkowe. Te dokumenty firmowe, które rzekomo miał podpisać pan Graś, były podpisane po dacie składania oświadczeń majątkowych. W dacie składania oświadczeń pan Graś pozostawał w przeświadczeniu złożenia skutecznej rezygnacji z funkcji - mówi Jakacka. Kiedy podpisywane były dokumenty, nie pełnił już funkcji sekretarza stanu. Pełnił funkcję sekretarza stanu przez trzy miesiące a potem został po przerwie powołany na stanowisko rzecznika rządu - tłumaczy prokurator Jakacka.

W warszawskiej prokuraturze jest jeszcze jeden wniosek dotyczący Pawła Grasia. Chodzi o podejrzenie składania fałszywych zeznań podczas wyjaśniania sprawy oświadczenia majątkowego. Wszystko wskazuje na to, że śledczy i w tej sprawie nie dopatrzą się nieprawidłowości rzecznika rządu.

Graś nie ma sobie nic do zarzucenia

CBA twierdziło, że Graś łamał ustawę antykorupcyjną, ponieważ łączył funkcję ministra z zasiadaniem we władzach prywatnej spółki. Dowodami miały być podpisy Pawła Grasia pod dokumentami firmowymi. Złożył je już po objęciu urzędu. Żona rzecznika rządu okłamała prokuratorów, twierdząc, że podrabiała sygnatury męża. Autentyczność podpisów Grasia potwierdzili jednak grafolodzy. Sam Paweł Graś dopytywany w ubiegłym tygodniu przez reportera RMF FM o sprawę z podpisami, bagatelizował sprawę. Jestem bez grzechu - stwierdził.

O sprawie zrobiło się głośno, kiedy prokuratura zaczęła podejrzewać rzecznika rządu o podanie nieprawdy w oświadczeniu majątkowym. W dokumencie Graś napisał, że nie jest już w spółce, choć faktycznie był w jej władzach.

Śledczy umorzyli sprawę, bo biegły grafolog jednoznacznie stwierdził, że podpisy należą do Pawła Grasia. Oznacza to, że o fałszerstwie nie może być mowy. Według informacji RMF FM sam Graś zeznał w prokuraturze przy okazji innej sprawy, że nie wie, czy podpisy są jego, czy też nie. Miał podkreślić, że wyglądają podobnie jak jego podpisy. Oznacza to, że śledczy nie mogli mu zarzucić składania fałszywych zeznań czy utrudniania śledztwa. Obie sprawy zostały więc umorzone.

Zeznania żony Pawła Grasia, że podpisała się za męża, nie można zakwalifikować jako składania fałszywych zeznań. Od dwóch lat działa orzecznictwo Sądu Najwyższego, z którego wynika, że nawet osoba przesłuchiwana jako świadek może skłamać w zeznaniach. Oczywiście pod warunkiem, że w ten sposób realizuje prawo do obrony siebie lub najbliższych. Nawet gdyby więc prokurator zdecydował się na postawienie zarzutów, to i tak nie miałby szans na ich obronę w sądzie.