"Referendum używamy jako broni w walce politycznej, a nie z intencją uzyskania decyzji obywateli w danej sprawie. To jest właśnie psucie państwa" - mówi gość programu "Danie Do Myślenia" w RMF Classic, były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Jerzy Stępień. "Pytania referendalne powinny być tak zadawane, żeby obywatele wiedzieli nad czym głosują i że to ma dotyczyć całego państwa. Jak się będzie tylko patrzyło z punktu widzenia mojej indywidualnej sytuacji i w ten sposób kreowało odpowiedź referendalną, to jest moim zdaniem wypaczenie idei referendum"- ocenia profesor. Jego zdaniem pytania merytorycznie są złe, a Senat nie powinien się zgadzać na nie. Gość RMF Classic ocenia, że "wątpliwa jest sama intencja prezydentów". "Referendum powinno przynieść odpowiedź na konkretne pytanie, a nie poprawić wizerunek prezydenta, czy wykorzystać wybory parlamentarne po to, żeby być może uzyskać wyższą frekwencję wyborczą"- mówi prof. Stępień.

Tomasz Skory: Rozmawiamy w dniu referendalnej podwójnej kumulacji, bo to Senat zdecyduje dziś, czy zgadza się na referendum proponowane przez prezydenta Dudę a o północy zapadnie cisza przed referendum niedzielnym proponowanym przez prezydenta Komorowskiego. Oba dokumenty dotyczące referendów otwiera takie dość charakterystyczne zdanie: "Zarządzam ogólnokrajowe referendum w sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa". Konstytucjonaliści różnią się co do prawdziwości tego zdania. Czy to rzeczywiście są według pana takie sprawy o kluczowym, istotnym znaczeniu?

Jerzy Stępień: Może jeśli chodzi o te okręgi jednomandatowe, to byłbym skłonny powiedzieć, że tak. Chociaż oczywiście wynik referendum nawet pozytywny i wiążący nie załatwia sprawy, bo dopiero od tego momentu zacznie się praca nad tym, w jaki sposób miałoby się odbywać to głosowanie w okręgach jednomandatowych, bo są co najmniej trzy systemy głosowania.

Ale odpowiedź kierunkową w ten sposób uzyskamy?     

Tak. Poza tym wydaje mi się, że żadne z tych dalszych pytań - i to dotyczy zarówno referendum tego pierwszego, jak i drugiego - moim zdaniem tej poprzeczki, którą konstytucja postawiła, nie przeskakuje.

Czyli nie są to sprawy o szczególnym znaczeniu. Tym bardziej, że te sprawy w organach państwa już w dużym stopniu rozstrzygnięto. Niektóre z tych zmian proponowanych w referendum są wręcz odkręcaniem istniejącej rzeczywistości, albo od bardzo dawna, albo od całkiem niedawna. Pańskim zdaniem o czym to świadczy?

Moim zdaniem wątpliwa jest sama intencja prezydentów, którzy zadają te pytania. Dlatego że referendum powinno przynieść odpowiedź na konkretne pytanie a nie poprawić wizerunek prezydenta, w pierwszym przypadku przed drugą turą wyborów, czy jednocześnie wykorzystać wybory parlamentarne po to, żeby może uzyskać wyższą frekwencję wyborczą. Oczywiście można jednego dnia przeprowadzić referendum razem z głosowaniem, ale powinno się jednak to robić oddzielnie, po to, żeby ludzie mogli się wyłącznie skupić na pytaniach referendalnych. Tych pytań nie powinno być dużo. Moim zdaniem byłoby dobrze, gdyby to było zawsze jedno pytanie.

Ten natłok... i samych referendów i pytań w nich, to sprawia wrażenie jakbyśmy uporczywie zmierzali do zdeprecjonowania referendum. Do jego dewaluacji...

Używamy to jako broni w walce politycznej a nie z intencją uzyskania decyzji społeczeństwa, wyborców, obywateli w danej, konkretnej sprawie. I to mnie niepokoi, bo to jest właśnie psucie państwa.

Czy potrafiłby pan wskazać, poza tym pytaniem o JOW-y, jeszcze jedno jakieś dobre pytanie w tych dwóch referendach?

..... (westchnienie)

No właśnie... To w takim razie może najgorsze z tych pytań...

Najgorsze z tych pytań chyba dotyczy jednak emerytur, czy jeśli nowa ekipa będzie uważała, że trzeba zmienić coś w systemie emerytalnym, to to zrobi. Nie jest potrzebne referendum. Tym bardziej, że pytania referendalne powinny być tak zadawane, żeby rzeczywiście ludzie wiedzieli nad czym głosują. I że to ma dotyczyć całego państwa, natomiast jak się będzie tylko patrzyło z punktu widzenia mojej indywidualnej sytuacji i w ten sposób kreowało odpowiedź referendalną, to moim zdaniem to właśnie jest wypaczanie idei referendum, ale chyba jeszcze gorszą rzeczą to są te lasy państwowe. Gdyby tak się złożyło, że tutaj odpowiedź byłaby pozytywna i frekwencja wyborcza pozwoliłaby na stwierdzenie, że jest to decyzja wiążąca, to byśmy po wsze czasy nie mogli zmienić nic w strukturze organizacyjnej tego właśnie, dziwnego tworu, jakim są lasy państwowe. Przyznam się szczerze, że moja pierwsza intuicja, jaka mi przyszła do głowy natychmiast po usłyszeniu, jakie są te pytania referendalne i czemu dałem z resztą publicznie wyraz, była taka, że tu nie chodzi w ogóle o dobro ani lasów państwowych ani państwa, tylko po prostu o dobro pewnej grupy zawodowej, która jest związana z taką a nie inną strukturą organizacyjną. A jednocześnie całą tę historię sprzedaje się pod hasłem: "Jeśli odpowiecie pozytywnie, to znaczy, że jesteście przeciwko prywatyzacji lasów państwowych". A przecież nikt tutaj nie pyta o prywatyzację. W tym pytaniu nie ma w ogóle tego słowa. Czyli rozmija się tutaj intencja i ten taki ogólny odbiór, z rzeczywistym pytaniem i to jest moim zdaniem skandaliczne...

Manipulacja?


Manipulacja...

Mimo obiekcji, dość licznych, jak słyszymy pan namawia, żeby jednak do referendum pójść. Czemu? Przecież to państwo pyta nas o rzeczy, o których nie mamy pojęcia.

Ja to powiedziałem w odniesieniu do tego pierwszego referendum, bo wychodzę z takiego założenia, że jeśli już te referenda są, to nie chciałbym, żeby one się przekształciły właśnie w taką instytucję, której się będzie używało doraźnie dla korzyści mojego obozu. Jeśli referendum jest moje, w tym znaczeniu, że ogłoszone przez obóz polityczny, do którego jest mi bliżej, to ja idę na referendum. A jeśli przez jakieś wraże to nie idę. Bałbym się tej instrumentalizacji. Skoro jednak prezydent zadał to pytanie i Senat powiedział: "tak, zgadzamy się na to referendum", no to uważam, że mamy tutaj do czynienia ze stanowiskiem dwóch najważniejszych organów w państwie.

I niezależnie od tego kim są, to już się stało.

I niezależnie od tego, kim one są i co ja myślę o tych pytaniach referendalnych. I jednak wydaje mi się, że trzeba do tego referendum pójść i odpowiedzieć zgodnie ze swoim przekonaniem, na pytania, które zostały postawione.

***

Czy profesor Jerzy Stępień - jako senator- zgodziłby się na referendum 25 października?  Jak ocenia zaproponowane pytania? I czy październikowe głosowanie można nazwać "merytorycznym"?

Odpowiedzi znajdziesz TUTAJ. ZAPRASZAMY NA STRONĘ RMF CLASSIC