Wyborcza kompromitacja to nie nasza wina - tak twierdzi szef firmy Nabino, która opracowała i wdrożyła feralny system wyborczy dla Państwowej Komisji Wyborczej. Jak mówi Maciej Cetler, w poniedziałek - zaraz po wyborach - można było przedstawić wyniki wyborów na wójtów, burmistrzów i prezydentów, a we wtorek - na rannych rad i sejmików. Ostatecznie czekaliśmy na nie 6 dni.

Maciej Celter - prezes Nabino - zrzuca winę na Krajowe Biuro Wyborcze. Wytyka mu wadliwy sprzęt i braki kadrowe. Twierdzi także, że KBW zbyt późno przekazało Nabino informacje kluczowe do właściwego opracowania systemu. Firma powinna je dostać w momencie podpisania umowy, czyli 3 miesiące przed wyborami, a niektóre z nich wpływały dopiero w ostatniej chwili.

Według prezesa Nabino, niepotrzebnie zapadła decyzja o ręcznym liczeniu głosów. Jak mówi Cetler, jedynym poważnym błędem firmy była słaba komunikacja z biurem wyborczym, mediami i samymi wyborcami. 

Winnych brak

Do winy - po skandalu z liczeniem głosów w pierwszej turze wyborów samorządowych - nie poczuwają się także Krajowe Biuro Wyborcze i PKW.

Wczoraj prezydent Bronisław Komorowski powołał ośmiu sędziów w skład Państwowej Komisji Wyborczej. Było to konieczne po tym, jak poprzedni członkowie Komisji złożyli rezygnacje. Do składu PKW powołani zostali sędziowie Sądu Najwyższego (Wiesław Błuś, Krzysztof Strzelczyk), Trybunału Konstytucyjnego (Zbigniew Cieślak, Wojciech Hermeliński i Janusz Niemcewicz. Ten ostatni znalazł się w składzie PKW ponownie) i Naczelnego Sądu Administracyjnego (Arkadiusz Despot-Mładanowicz, Wojciech Kręcisz i Sylwester Marciniak). Oficjalny akt powołania dostał również Wiesław Kozielewicz - sędzia Sądu Najwyższego, który dołączył do składu PKW pod koniec listopada.