Prezes NFZ żegna się ze stanowiskiem - dowiedziała się reporterka RMF FM Agnieszka Burzyńska. Premier Donald Tusk wstępnie zaakceptował odwołanie Jacka Paszkiewicza. Ostateczną decyzję szef rządu podejmie po opinii zbierającej się w poniedziałek Rady NFZ.

Mimo procedur decyzja właściwie zapadła. Taki jest wniosek ze słów premiera, który z jednej strony mówił, że zamierza jeszcze rozmawiać i z prezesem Jackiem Paszkiewiczem i ministrem Bartoszem Arłukowiczem, ale zaraz potem dodał: Tradycją jest taką, że ja chciałbym, żeby dobrze współpracowali ze sobą minister zdrowia i prezes NFZ-u, więc rzeczą naturalną jest, że będę respektował wniosek, jeśli zostanie podtrzymany. Premier zaznaczył, że minister zdrowia informował go wcześniej o intencji odwołania szefa NFZ. Wygląda więc na to, że samo odwołanie jest tylko formalnością.

Próba sił

To była próba sił między skonfliktowanymi ministrem zdrowia i szefem NFZ-u z premierem w roli arbitra. Szef rządu musiał zaopiniować wniosek Arłukowicza bardzo szybko, bo już w poniedziałek zbiera się Rada Narodowego Funduszu Zdrowia. Jak mówił później Tusk, minister Arłukowicz "informował go wcześniej, że ma taką intencję".

Decyzja była trudna, bo choć o odwołaniu Paszkiewicza mówiło się od dawna, to jednak premier wcześniej nie zdecydował się na dymisję. To jeszcze nie jest czas na takie ruchy - mówili zaskoczeni współpracownicy Tuska. Jak tłumaczyli, szef NFZ-u jest potrzebny na sytuację krytyczną, w której można by uczynić z niego kozła ofiarnego, a ciężkie czasy dla resortu i Funduszu przecież dopiero idą.

Równie zaskoczeni pracownicy prezesa NFZ przekonywali, że wystarczyłoby jedno słowo premiera, jeden jego telefon, aby ich szef sam odszedł ze stanowiska. Podobno była nawet taka umowa. Gdyby jednak Donald Tusk i tym razem nie zdecydował się na zdymisjonowanie Paszkiewicza, byłoby to równoznaczne z wotum nieufności dla ministra zdrowia. W takiej sytuacji Bartoszowi Arłukowiczowi pozostałoby spakowanie rzeczy i pożegnanie się z fotelem szefa resortu.

Spór trwał od miesięcy

Konflikt między resortem Bartosza Arłukowicza a Funduszem narastał od kilku miesięcy. Kulminacją była sprawa importu docelowego leków i kwestia refundacji. Nie bez znaczenia jest też odmienna wizja ministerstwa i NFZ co do funkcjonowania centrali Funduszu. Bartosz Arłukowicz chciał mieć większą kontrolę nad działalnością Jacka Paszkiewicza.

Według naszych nieoficjalnych informacji, Bartosz Arłukowicz już po raz drugi próbuje się pozbyć Jacka Paszkiewicza. Pierwszy wniosek ministra zdrowia przepadł. Obecny szef Narodowego Funduszu Zdrowia, to człowiek kojarzony z marszałek Sejmu Ewą Kopacz, drugą osobą w Platformie Obywatelskiej.

Zgodnie z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, premier odwołuje prezesa NFZ na wniosek ministra zdrowia, po zasięgnięciu opinii Rady Funduszu.

Jacek Paszkiewicz w latach 2005-2007 pełnił funkcję dyrektora do spraw medycznych Mazowieckiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia, a w listopadzie 2007 roku został powołany na stanowisko prezesa NFZ.

Paszkiewicz był często krytykowany przez lekarzy m.in. za zamieszanie wokół przepisów refundacyjnych, które weszły w życie na początku tego roku. Na początku 2010 r. zarządzenie prezesa NFZ sprawiło, że część chorych na raka miało problemy z dostępem do chemioterapii niestandardowej.