Niezwykle pracowity dzień mieli w sobotę ratownicy górscy - i to po obu stronach polsko-słowackiej granicy. TOPR-owcy byli wzywani do kilku wypadków narciarskich w rejonie Kasprowego Wierchu, pomagali także turystom, którzy spadli ze Świnickiej Przełęczy. Pełne ręce roboty mieli też ratownicy słowackiej Horskiej Służby.

Kobietę, która zjechała po zlodowaciałym śniegu ze Świnickiej Przełęczy do Doliny Walentkowej po słowackiej stronie Tatr, udało się ewakuować śmigłowcem. Turystka miała dużo szczęścia, nie odniosła poważniejszych obrażeń. Do podobnego wypadku doszło także w rejonie Suchej Czuby. Mężczyzna, który spadł z grani, miał jednak mniej szczęścia i złamał sobie rękę. Mógł jednak schodzić o własnych siłach. W Dolinie Cichej pomogli mu słowaccy ratownicy, którzy skuterem śnieżnym zwieźli go do najbliższej miejscowości.

Ratownicy TOPR-u interweniowali też w rejonie Kasprowego Wierchu z powodu kilku poważnych wypadków narciarskich. Poszukiwali również zaginionej turystki w Dolinie Pańszczycy.

Tragiczny dzień w słowackich górach

Na słowackim Chopoku w Niskich Tatrach doszło w sobotę do kilku poważnych wypadków z udziałem narciarzy. Zginęła 26-letnia narciarka z Czech, która jechała wyciągiem orczykowym. W kobietę wjechał rozpędzony narciarz. Jej obrażenia były na tyle poważne, że ratownikom nie udało się jej uratować. W wyniku upadku na zlodowaciałym stoku w rejonie Chopoka poważnie rannych zostało jeszcze troje innych narciarzy.

Po południu przypadkowa osoba natrafiła natomiast na ciało 43-letniego turysty ze Słowacji. Mężczyzna leżał przy szlaku. Na razie nie wiadomo, jaka była przyczyna jego śmierci.

Ratownicy ostrzegają, że w górach po ostatniej odwilży i nocnych przymrozkach są bardzo trudne warunki. Szlaki i stoki narciarskie są oblodzone. Upadek na nich grozi nawet kilkusetmetrową jazdą po zlodowaciałym śniegu.