Porywacz Mai, 31-letni Adrian M. cierpi na poważne kłopoty z psychiką: słyszy głosy i ma halucynacje - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM Krzysztof Zasada.

Z informacji reportera RMF FM wynika, że problemy z psychiką mężczyzna ma od dłuższego czasu. W swoich halucynacjach - jak usłyszał Krzysztof Zasada od osób związanych ze śledztwem - ma widzieć diabły, które każą mu robić różne rzeczy.

Adrian M. już raz wcześniej uprowadził dziecko - w Wielkiej Brytanii porwał swą 9-letnią siostrzenicę. Został wówczas skazany za to na 1,5 roku pozbawienia wolności, jednak opuścił więzienie właśnie ze względu na psychiczne dolegliwości. Następnie został deportowany do Polski.

Jak się dowiedział nasz reporter, mężczyzna wciąż wypytywał o tamtą dziewczynkę. Przed porwaniem Mai miał też poszukiwać sposobu na zdobycie broni. Z ustaleń śledczych wynika, że Adrian M. ukradł samochód krewnemu w Niemczech, którym wywiózł dziecko z Polski. Świadkowie zeznali również, że przed uprowadzeniem Mai kilka dni koczował przed jej domem.

31-latek twierdzi natomiast, że nie porwał dziewczynki - dziecko samo miało wsiąść do jego samochodu.

10-letnia Maja zaginęła we wtorek po południu. Wróciła ze szkoły na Bezrzeczu do Wołczkowa, gdzie mieszka, ale nie dotarła do domu. Jak informowali reporterzy RMF FM, monitoring zainstalowany na ścianie restauracji w pobliżu domu Mai zarejestrował, jak dziewczynka idzie z przystanku autobusowego w stronę ul. Jutrzenki - niewielkiej, prowadzącej do zaledwie kilku domów. Według właściciela restauracji, na nagraniu widać, jak za Mają w uliczkę wjeżdża srebrny opel, a chwilę później gwałtownie stamtąd wyjeżdża. Ślad dziecka urwał się po mniej więcej stu metrach w głąb ul. Jutrzenki - tam pies policyjny zgubił trop.

Szczęśliwie dziecko udało się odnaleźć wczoraj w Niemczech. Ze wstępnych badań wynika, że dziewczynce nic poważnego się nie stało, jednak nadal przebywa ona w szpitalu. Jak dowiedziała się reporterka RMF FM Aneta Łuczkowska, Maja ma obrażenia nogi.

Pomógł Child Alert

W czasie poszukiwań dziecka śledczy zdecydowali się na uruchomienie procedury Child Alert. W akcję poszukiwawczą zaangażowanych było około 150 polskich funkcjonariuszy, Mobilne Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych, bezzałogowy samolot typu dron i śmigłowiec niemieckiej policji, z którą polscy policjanci ściśle współpracowali. Informacja o zaginięciu dziewczynki trafiła do wszystkich krajów europejskich, w których działa Child Alert - m.in. do Francji, Belgii czy Portugalii.

System uruchamiany jest w szczególnych i skomplikowanych przypadkach zaginięcia dzieci. Zakłada jak najszybsze rozpowszechnianie informacji o zaginionym dziecku. Jak podkreślają policjanci, w Polsce nie było dotąd sytuacji, w której istniałyby wszystkie przesłanki do uruchomienia procedury.

(abs)