W ubiegły weekend na Dolnym Śląsku w pobliżu miejscowości Zaręba myśliwy śmiertelnie postrzelił klacz wartą kilkanaście tysięcy złotych. Mężczyzna tłumaczył się pomyłką. Myślał, że strzela do dzika. Sprawę opisuje portal eluban.pl.

Według ustaleń portalu, w nocy z soboty na niedzielę w pobliżu Zaręby polowali myśliwi z koła łowieckiego Róg z Wrocławia. Około godziny 1 w nocy strzał obudził właścicieli koni, które były na pastwisku nieopodal zarębiańskich lasów. Chwilę później właściciele usłyszeli rżenie jednego ze zwierząt, co ich zaniepokoiło. Szybko ruszyli na pastwisko.

Na miejscu właściciele koni zobaczyli zastrzeloną klacz. Udało im się też zauważyć oddalający się samochód. Sprawę zgłosili na policję.

Myśliwy z Wrocławia przyznał się do zastrzelenia konia po tym, jak z tuszy klaczy wyciągnięto pocisk. Wypadek bada prokuratura. Mężczyzna tłumaczył śledczym, że myślał, że strzela do dzika, a nie konia. W tej chwili jest mnóstwo czynności do wykonania w tej sprawie, między innymi czy zachowane zostały odległości i czy mężczyzna nie naruszył jeszcze innych procedur - tłumaczyła Kamila Wolańska, prokurator Prokuratury Rejonowej w Lubaniu. Przypomnijmy, że prawo łowieckie zabrania strzelania w odległości mniejszej niż 150 metrów od zabudowań.

Ekspert w dziedzinie łowiectwa proszony o skomentowanie sprawy, zwrócił uwagę na jeszcze jedną rzecz - prawo łowieckie zabrania oddania strzału do nierozpoznanego zwierzęcia. Jego zdaniem ucieczka z miejsca zdarzenia pokazuje, że osoba, która zastrzeliła klacz nie zasługuje na to, by posiadać broń.

Prezes (odmówił podania swego nazwiska - PAP) koła łowieckiego, które prowadziło w tym czasie w tym miejscu polowanie stwierdził, że cało zdarzenie było "nieszczęśliwym wypadkiem".  Wszyscy jesteśmy w szoku i jest nam bardzo przykro z powodu tego wypadku, ale też i fali hejtu, który się wylewa po tym wypadku - powiedział prezes.

Zapewnił, że rzecznik dyscyplinarny Polskiego Związku Łowieckiego wyjaśni to zdarzenie, a do zakończenia jego postępowania myśliwy, który oddał feralny strzał jest zawieszony.

Trudno mi określić, jaką karę poniesie, bo nigdy w naszym kole, ani w całym okręgu łowieckim, nie było takiego zdarzenia. Na pewno pokryje straty właścicieli konia, co już zadeklarował. Jesteśmy w kontakcie z właścicielami. Ten myśliwy jest w szoku, że zdarzył mu się taki wypadek - powiedział prezes. Dodał, że chodzi o bardzo doświadczonego myśliwego.

Właściciel klaczy ocenił jej wartość na kilkanaście tysięcy złotych.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Dzik "ukradł dzieciom pierogi i je zjadł". Nietypowa interwencja policji