Mam nadzieję, że śledztwo w sprawie korupcji w polskim futbolu zakończy się przed Euro 2012 - mówi z gorzkim uśmiechem prokurator krajowy, dawniej szef prokuratury we Wrocławiu Edward Zalewski. To właśnie śledczy z Dolnego Śląska zajmują się piłkarską ośmiornicą. W aferze zatrzymano już 202 podejrzanych.

W rozmowie z reporterką RMF FM Barbarą Zieliński, prokurator Zalewski ujawnił, że wrocławska prokuratura pracuje w tej chwili nad dwoma aktami oskarżenia. Pierwszy ma dotyczyć zorganizowanej grupy przestępczej, którą kierował „Fryzjer”. Drugi poświęcony będzie sprzedawaniu i kupowaniu meczów przez ludzi jednego z najlepszych polskich klubów. Wcześniej do sądu trafiły akty oskarżenia przeciw Arce Gdynia i Koronie Kielce.

”D” jak działacz

Działacz w światku polskiej piłki powinien właściwie nazywać się ustawiacz. Wśród zatrzymanych blisko połowa to właśnie działacze-ustawiacze, którzy kupowali bądź sprzedawali mecze. Jak wyglądały kulisy takiego „drukowania” meczu? Do „Fryzjera” przyjeżdżał działacz i mówił: „Panie Rysiu chcemy awansować”. „Fryzjer” podawał mu cenę, a potem ustawiał sędziego i obserwatora, a wynik był taki jaki zażądała drużyna, która płaciła za mecz. Takie rozegranie sprawy doprowadzało do tego, że czasami piłkarze biegali po boisku za arbitrem i zadawali mu niezbyt dyskretnie pytanie: „Kiedy będzie ten rzut karny?”. Sędzia najczęściej go dyktował, a potem akcja przenosiła się do szatni. Konkretnie do toalety. Tam od działaczy sędziowie przyjmowali koperty z biletami Narodowego Banku Polskiego.

”F” jak Fryzjer

Ryszard F., zwany „Fryzjerem”, choć on sam woli, jak mówi się do niego „ojciec”. To ojciec korupcji polskiej piłki, a „Fryzjer” bo to taka tradycja rodzinna. On sam z zawodu jest fryzjerem właśnie. Zakład fryzjerski we Wronkach ma także jego konkubina; fryzjerką jest również jego córka.

Ten fryzjer niespełna 20 lat temu połączył dwa wiejskie kluby. Stworzył z nich Amicę Wronki. W ciągu czterech lat klub wszedł do pierwszej ligi. Jeszcze nigdy w historii polskiej piłki taki awans nie zdarzył się tak szybko. Zdaniem prokuratorów Ryszard F., który został skazany za ustawianie meczów na 3,5 roku więzienia, to człowiek, który powinien zostać obiektem socjologicznych. Trudno bowiem zrozumieć, jak ponad 60-letni mężczyzna ze wsi Zielonagóra koło Obrzycka, który mieszkał w domu bez numeru, tak bardzo zmienił polską ligę. Sędziowie gwizdali tak, jak on chciał. Dlatego ten budynek bez numeru nazywany był „biurem spadków i awansów”.

„P” jak piłkarze

To może dziwić, ale wśród zatrzymanych dotąd osób zamieszanych w piłkarską korupcję, piłkarzy jest najmniej – zaledwie kilkunastu. Z reguły najszybciej przyznają się do winy. Łamią się nawet takie gwiazdy jak Piotr R., ksywa „Reksio” – ikona Lecha Poznań. Dla tego klubu strzelił ponad sto bramek. Kibice w Poznaniu po jego zatrzymaniu byli w szoku: Generalnie nie wierzę w to. Nie dopuszczam takiej myśli. Fakty są jednak inne – Piotr R. przyznał się do części stawianych mu zarzutów.

Piłkarze brali pieniądze za to, że słabiej grali. Cała drużyna z reguły wiedziała, że nie trzeba się wysilać, bo mecz jest drukowany. Wtedy bez zażenowania biegali po boisku za arbitrem i zadawali mu niezbyt dyskretne pytanie: „Kiedy będzie ten rzut karny?” Tak w piłkę może grać każdy.

”S” jak sędziowie

To zdecydowanie najliczniejsza grupa wśród wszystkich skorumpowanych. Najbardziej znanym zatrzymanym sędzią jest Grzegorz G. Jako jedyny miał reprezentować Polskę na przyszłorocznych mistrzostwach świata w RPA. Tak mówił tuż przed wejściem na przesłuchanie:

Zarzuty korupcyjne i zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej praktycznie zakończyły jego sędziowską karierę. Taki los spotkał zresztą ponad połowę sędziów z ekstraklasy – zniknęli z boisk po tym,jak dostali zaproszenie do Wrocławia.

Większość polskich sędziów – gwizdała tak jak im kazał „Fryzjer”. Niektórzy przed sądem przyznawali, że wprost marzyli by sędziować uczciwie. Na palcach jednej ręki można jednak policzyć tych, na których telefon od „Fryzjera” nie zrobił żadnego wrażenia.

”Z” jak zatrzymani

Zatrzymywani w sprawie korupcji w piłce nożnej byli prawie natychmiast wypuszczani. Tylko szef korupcyjnej machiny „Fryzjer” spędził w tymczasowym areszcie 22 miesiące. Reszta po krótszym lub dłuższym przesłuchaniu wraca do domu. Często po wpłaceniu kaucji. Najwyższą wpłacił Janusz W. – pół miliona złotych.

Scenariusz zatrzymania zamieszanego w sprzedawanie, czy kupowanie meczów jest z reguły taki sam. Godzina szósta rano dzwonek do drzwi. Dzwoni policja, albo agenci CBA. Podejrzani nie zawsze posłusznie wykonują polecenie. Szef sędziów na Górnym Śląsku chcąc schować się przed policją, wszedł na dach domu, a żonie kazał powiedzieć, że go nie ma. Sam jednak zszedł z dachu. Potem zatrzymany jedzie do Wrocławia. Przesłuchanie czasami zaczyna się po nocy, którą podejrzany spędzana tzw. dołku, czyli w policyjnej izbie zatrzymań. Główne role w takich akcjach grali już chyba wszyscy, którzy kręcili się koło piłki – piłkarze, sędziowie, obserwatorzy, działacze, trenerzy a nawet rehabilitanci. W tej grupie jest tylko jedna kobieta. Wyjątek potwierdzający regułę, że piłka to jednak męski świat.

”T" jak telefon

Telefon komórkowy w tym przypadku. Główne narzędzie Fryzjera. Bo o właśnie za jego pomocą telefonu ustawiane były wyniki meczów. Przez trzy lata Fryzjer przeprowadził ponad 70 tysięcy rozmów, rozmawiało z nim dwa i pół tysiąca osób. W czasie Fryzjer wykorzystał miał ponad 350 numerów telefonów, co ciekawe żaden z nich nie był na niego zarejestrowany, ale bez telefonów nie byłoby odpowiednich wyników meczów, bo Fryzjer ustawił je nie wychodząc z domu. Zdarzało się nawet tak, że trener w czasie meczu potrafił zadzwonic do Fryzjera i poskarżyć się, że sędzia „ nie drukuje meczu”. Wtedy Fryzjer brał do ręki telefon, dzwonił gdzie trzeba i wynik był od razu taki jak trzeba.

”Ł" jak łapówka

To grubość koperty, a nie umiejętności piłkarzy, decydowała o tym, kto wygra mecz. Cena jednego piłkarskiego spotkania zaczynała się od kilkuset złotych, a kończyła się nawet na 150 tysiącach. Najdroższy mecz to spotkanie Świt Nowy Dwór Mazowiecki – Lech Poznań. Wygrana kosztowała drużynę z Nowego Dworu 35 tysięcy dolarów. Łapówki najczęściej przekazywane były w zwykłej białej kopercie, ale zdarzały się inne formy opakowania. Np. działacze Arki Gdynia wysyłali pieniądze przelewem pocztowym dla członka zarządu PZPN, a szef sędziów w Wielkopolsce żądał, by przynoszono mu łapówki w pudełkach po butach. Pieniądze na łapówki pochodziły albo z nielegalnej klubowej kasy, albo zrzucali się na nią piłkarze. Oddawali część swoich premii, ale oczywiście i tak nie byli stratni, bo jeżeli awansowali, brali większą premię. W ten sposób pieniądz robił jeszcze większy pieniądz.

Śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce nożnej trwa od maja 2005 r. Prokuratorskie zarzuty usłyszeli m.in. sędziowie, zawodnicy, działacze piłkarscy, w tym członkowie zarządu PZPN.