Dwustu pracowników administracyjnych szkół i przedszkoli manifestowało w Olsztynie. Sekretarki, woźne, sprzątaczki, konserwatorzy i kucharki domagali się podwyżek pensji.

Ich pobory zależą wyłącznie od władz miasta. Ostatnią podwyżkę mieliśmy 2 lata temu, o 100 złotych i była to pierwsza podwyżka od 2004 roku - mówił reporterowi RMF FM kierownik gospodarczy Zespołu Szkół nr 4 w Olsztynie. Jak twierdzą związki zawodowe, wiele osób pracujących w szkołach na stanowiskach administracyjnych zarabia wyłącznie wynagrodzenie minimalne. Żądają podniesienia płac w przyszłym roku przynajmniej o wskaźnik inflacji.

Demonstrujący przynieśli ze sobą transparenty: "Mini płaca maksi praca", "Nasza płaca 1 tys. zł, dieta radnego to 1,7 tys.", "Czekamy na cud, bo łapie nas głód", "Panie prezydencie, jak żyć?", mieli gwizdki, puste butelki z monetami i flagi.

Władze miasta spotkały się z protestującymi, ale wiążące deklaracje nie padły. Na dziś nie mówię "nie", ale musimy jeszcze przeanalizować nasze możliwości budżetowe - mówił prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz. Na przygotowanie projektu przyszłorocznego budżetu miasto ma czas do 15 listopada i według prezydenta w tym czasie zapadnie decyzja ws. ewentualnych podwyżek.

Wstępne szacunki pokazują, że spełnienie postulatów może kosztować budżet miasta przynajmniej 1,5 mln złotych, tymczasem miejskie nakłady na edukację i tak muszą wzrosnąć o blisko 5 milionów złotych. Powód to podwyżki wynikające z awansów nauczycieli. Związkowcy zapowiadają, że jeśli podwyżek nie będzie, może dojść do strajku w szkołach.