Czterej zamaskowani napastnicy zaatakowali konwojentów banku przy ul. Tatrzańskiej w Łodzi. Wyrwali ochroniarzom worek z pieniędzmi i uciekli. Policja znalazła ich płonący samochód. Szuka natomiast samych sprawców. Według nieoficjalnych informacji, ich łupem mogło paść nawet kilkaset tysięcy złotych.

Do napadu doszło około godz. 12:30. Napastnicy byli ubrani na czarno i zamaskowani - mówi rzecznik łódzkiej policji Joanna Kącka. Podjechali z tyłu banku i zaatakowali konwojentów, którzy zaczęli przenosić z samochodu pieniądze do budynku.

Złodzieje obezwładnili ich gazem i użyli racy dymnej. Po uderzeniu jednego z konwojentów ukradli worek z gotówką i odjechali zielonym samochodem, kierując się w stronę ul. Dąbrowskiego, a dalej, jak już w tej chwili wiemy, w kierunku Widzewa, ulicy Lodowej, Tomaszowskiej - dodaje Kącka. Oszołomieni konwojenci zdążyli jeszcze oddać kilka strzałów w stronę odjeżdżającego auta.

Cały napad trwał niespełna minutę. Policjanci kilkanaście minut później znaleźli natomiast płonący samochód w okolicy ul. Tomaszowskiej. W tej chwili z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że jest to auto, którym przemieszczali się w momencie zdarzenia napastnicy. Tam najprawdopodobniej doszło do przeładunku i odjechali z tego miejsca zupełnie innym pojazdem - wyjaśnia rzecznik.

Złodzieje wciąż są poszukiwani. Policja prosi o kontakt wszystkich, którzy mogą mieć informacje pomocne w złapaniu sprawców napadu.