Na 5,5 roku więzienia skazał krakowski sąd byłego pracownika jednego z banków Marcina F. Mężczyzna był oskarżony o przeprowadzenie siedmiu napadów na placówki bankowe w Krakowie. Dwa z nich nie były udane. Podczas ostatniego wziął zakładniczkę i został złapany w czasie ucieczki.

Skazany nie tylko spędzi 5,5 roku w więzieniu, ale i zapłaci 2 tys. złotych grzywny. Musi też zwrócić ponad 70 tys. złotych, które ukradł i zapłacić 3 tys. zł nawiązki zakładniczce. Wyrok nie jest jednak prawomocny.

Mężczyzna przyznał się do winy. Tłumaczył się, że był zadłużony, bez pracy i potrzebował pieniędzy do spłaty kredytu. Jako były pracownik banku, znał tryb pracy takich placówek i miejsca przechowania pieniędzy.

Prokurator domagał się dla niego łącznej kary 7 lat pozbawienia wolności i 10 tys. zł grzywny. Obrońca wskazywał na okoliczności łagodzące, m.in. fakt, że oskarżony oskarżony przyznał się do winy, złożył obszerne wyjaśnienia oraz wyraził żal i skruchę. W ostatnim słowie emocjonalnie przepraszał rodziców, że subiektywne i wyolbrzymione przekonania skłoniły go wówczas do przestępstwa. Przepraszał również zakładniczkę. Jego przeprosiny zostały przyjęte. Pracownicy banków opowiadali jednak o strachu, który towarzyszy im ilekroć do banku wejdzie klient w czapce i słonecznych okularach.

Wpadł dopiero za siódmym razem

Marcin F. przeprowadził swój pierwszy napad 25 stycznia 2011 roku. Próbował zrabować pieniądze z banku przy ul. Miłkowskiego. Pracownica, do której podszedł i groził przedmiotem przypominającym broń, uciekła i wraz inną osobą zamknęła się w jednym z pomieszczeń banku. Zdezorientowany tym zachowaniem Marcin F. wyszedł bez pieniędzy.

Kolejnych napadów dokonał w kwietniu, czerwcu, listopadzie i w marcu 2012 roku na placówki bankowe przy ul. Kobierzyńskiej i Miłkowskiego. Zrabował łącznie ok. 75 tys. zł. Zawsze był w czapce lub kapturze i ciemnych okularach. Posługiwał się atrapą broni.

W lipcu ubiegłego roku przy ul. Gronowskiej pracownica banku odmówiła wydania mu pieniędzy i włączyła alarm. Inna pracownica, od której zażądał wydania gotówki, grożąc atrapą broni - oświadczyła, że nie ma pieniędzy i Marcin F. pospiesznie opuścił bank.

Podczas napadu dokonanego we wrześniu ubiegłego roku przy ul. Fortecznej zrabował ok. 2,8 tys. zł w bilonie i domagał się kolejnych pieniędzy, ale kasjer zaczął symulować atak serca. W tym czasie pod bank podjechał samochód ochrony. Marcin F. szukał najpierw wyjścia na zapleczu, następnie wziął zakładniczkę, przyłożył jej nóż myśliwski do szyi i wyszedł na zewnątrz. Na widok policyjnego radiowozu, który nadjechał, odepchnął zakładniczkę i zaczął uciekać. Wtedy został zatrzymany.

(MRod)