Jest zgoda na odstrzał niedźwiedzia, który w niedzielę w Olszanicy w Bieszczadach zaatakował jadących quadem GOPR-owców. Niewykluczone, że jest on również odpowiedzialny za śmierć 61-latka. Wczoraj odnaleziono ciało mężczyzny.

Na posiedzeniu sztabu kryzysowego wojewody zapadła decyzja, że lasy w powiatach - leskim, bieszczadzkim i przemyskim - będą patrolowane przez leśników, weterynarzy i myśliwych. W sytuacji, gdyby któryś z patroli natknął się na niedźwiedzia, a ten był agresywny - jest zgoda dyrekcji ochrony środowiska na jego odstrzał. Taka ewentualność brana jest pod uwagę jako ostateczność.

Wszędzie mają być także ustawione tablice z ostrzeżeniami, a mieszkańcy i turyści będą informowani wszelkimi możliwymi sposobami o tym, jak się zachować w sytuacji spotkania z niedźwiedziem.

Jutro przeprowadzona zostanie sekcja zwłok 61-latka. Ma ona odpowiedzieć na pytanie, czy za jego śmierć odpowiedzialny jest niedźwiedź.

Niedźwiedź zaatakował ratowników

Ze wstępnych oględzin wynika, że na ciele mężczyzny są ślady ataku dzikiego zwierzęcia. Zaginionego mężczyzny od soboty poszukiwało ok. 40 osób, m.in. ratownicy bieszczadzkiej grupy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, Staż Leśna, mieszkańcy.

Do ataku na goprowców doszło w niedzielę, gdy ratownicy jechali quadem leśnymi drogami. Wtedy na ich drodze stanął agresywny niedźwiedź. Goprowcy nie ucierpieli, ale sprzęt został uszkodzony.