Ponad stu Irakijczyków zginęło w ciągu niespełna 24 godzin w dwóch zamachach na biura rekrutacyjne do irackiej policji i armii. Przedwczoraj w eksplozji samochodu pułapki w Iskandrii zabito 55 osób, a wczoraj w Bagdadzie - 47. Zdaniem Amerykanów i tymczasowych władz irackich za zamachami stoi al-Qaeda.

Ci terroryści chcą zastraszyć irackich obywateli oraz wywrzeć presję na komisję z ONZ - tłumaczył zastępca ministra spraw wewnętrznych Iraku Ahmed Kadhim. Oenzetowska misja sprawdza jakie są szanse na niezależne wybory i przekazanie rządów w Iraku demokratycznie wybranym władzom.

Zdaniem większości Irakijczyków winę za zamach ponoszą Amerykanie: To wszystko wina Amerykanów. To oni stoją za tymi wybuchami. Nie przybyli tu, by usunąć Saddama. Przybyli, by dostać ropę - mówią.

W ostatnim czasie zamachowcy, powiązani z obalonym reżimem lub też z al-Qaedą skupili się na atakowaniu irackiej administracji, współpracującej z siłami stabilizacyjnymi. Zdaniem wojskowych analityków z USA ekstremiści chcą w ten sposób skłócić szyitów z sunnitami i wywołać w Iraku wojnę domową. Wcześniej Amerykanie ostrzegali przed nową ofensywą terrorystów powiązanych z siatką Osamy bin Ladena.

Seria zamachów może wpłynąć na opinię wysłanników ONZ przebywających właśnie w Iraku. Badają oni, czy istnieje szansa na powstanie niezależnych władz irackich. Amerykanie zapowiadali, że 30 czerwca przekażą władzę Tymczasowej Radzie Zarządzającej, ale prawdopodobnie termin ten ulegnie opóźnieniu. Z kolei czołowi przywódcy szyiccy domagają się, by najpierw przeprowadzić wybory i powołać nowy parlament i rząd.

05:45