Taką diagnozę postawił w Warszawie Kostantin Kosaczow. Szef Komisji Spraw Zagranicznych rosyjskiej Dumy nie może się pogodzić z tym, że Polska w Unii Europejskiej - jak twierdzi – prezentuje stanowisko, że Rosja wciąż jest zagrożeniem.

To według Kosaczowa, przypadłość nowych członków Wspólnoty. Na drugim biegunie stawia stare kraje Unii. Przekonywał, że tylko dzięki Francji, która przewodniczyła Wspólnocie w zeszłym półroczu, udało się sprawić, że sierpniowy konflikt gruziński nie przybrał, jak mówił nieodwracalnego charakteru: Nie chcę tu nikogo obrazić, ale jeśli wyobraziliśmy sobie, że w drugiej połowie zeszłego roku to Polska przewodniczyłaby Unii, stosunki Moskwy z Brukselą byłyby dziś zupełnie inne.

Co ciekawe wypowiedź Kosaczowa zbiega się z informacją podaną przez agencję Interfax o wydaleniu z Polski dwóch rosyjskich atache wojskowych. Rosyjska ambasada nic o tym nie wie, a nasz MSZ twierdzi, że to kłamstwo. We wtorek wizytę w Moskwie rozpoczyna szef polskiej dyplomacji.