Zakład recyklingu akumulatorów w Korszach, który według mieszkańców truje ludzi, w kwietniu wznowi działalność. Dyrektor warmińsko-mazurskiego sanepidu cofnął decyzję o wstrzymaniu prac, ponieważ wyniki badań nie wykazały przekroczeń stężenia ołowiu.

Zastrzeżeń do działania firmy nie miał również Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. Nadal jednak prokuratorzy z Olsztyna sprawdzają, czy zakład mógł narazić robotników na pracę w szkodliwych warunkach.

Władze firmy zapowiedziały natomiast, że będą domagać się odszkodowania m.in. od Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej z Kętrzyna, według której przekroczone były normy na trzech stanowiskach pracy. Zakład utrzymuje, że pracownicy, którzy mieli przekroczone stężenie ołowiu we krwi nie stosowali się do zasad BHP, które nakazują m.in. brania pryszniców po pracy i stosowania masek.

Mieszkańcy zaniepokojeni swoim stanem zdrowia korzystali m.in. z bezpłatnych badań finansowanych przez gminę. Do tej pory burmistrz Korsz otrzymał blisko pół tysiąca wyników badań mieszkańców gminy. U 36 osób, w tym 18 dzieci normy ołowiu są przekroczone. Lekarze powiedzieli mi, żeby poprawić stan zdrowia mojego dziecka trzeba przeprowadzić się w inne miejsce - mówi matka jednego z chłopców. Tylko jak mam przenieść dorobek całego życia, za co? To zakład musi się wynieść - uważa. Mieszkańcy Korsz nie wykluczają zbiorowego pozwu i walki o odszkodowania od zakładu za utracone zdrowie.

(mal)