Prokuratura przesłała do sądu zażalenie na decyzję o zastosowaniu - zamiast aresztu - dozoru policyjnego wobec 23-latka podejrzanego o podpalenie kilku samochodów w Warszawie. Śledczy obawiają się matactwa, a także tego, że mężczyzna mógłby znowu podpalać auta. Wcześniej był już za to zatrzymywany.

We wtorek śródmiejska prokuratura postawiła Jackowi T. zarzut spowodowania pożaru, który zagrażał życiu i zdrowiu wielu osób oraz spowodował znaczne straty. Prokurator wystąpił też do sądu z wnioskiem o areszt, ale ten uznał, że wystarczającym środkiem zapobiegawczym będzie dozór policyjny.

Prokuratura zdecydowała, że złoży zażalenie na tę decyzję sądu. W naszej opinii istnieje bowiem ryzyko, że podejrzany będzie próbować wpływać na świadków, którzy złożyli zeznania w tej sprawie, i mataczyć w śledztwie. Areszt uzasadniony jest też karą, która grozi za zarzucony czyn Jackowi T. - do 10 lat pozbawienia wolności. Istnieje też ryzyko, że ponownie dopuści się tego samego przestępstwa, tym bardziej, że był już wcześniej aresztowany w związku z podpaleniem aut - poinformował Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej.

Do serii podpaleń aut doszło w sobotni wieczór w śródmieściu. Zniszczonych zostało w sumie siedem samochodów. Policja - po analizie m.in. zapisów z kamer z ulicznego monitoringu i przesłuchaniach świadków - zatrzymała Jacka T. 23-latek nie przyznaje się do winy. W przeszłości był już jednak notowany za podobne przestępstwa. W ubiegłym roku został zatrzymany po serii podpaleń kilku aut na terenie Warszawy. Usłyszał wtedy zarzuty i został tymczasowo aresztowany.

Sprawa podpalacza budzi tym większe kontrowersje, że - jak ujawniliśmy - sędzia Iwona Konopka podała podejrzanemu nazwisko świadka, który go obciążył. Nazwisko pojawiło się w uzasadnieniu decyzji o zastosowaniu dozoru policyjnego wobec mężczyzny. Sprawą ma się teraz zająć sąd odwoławczy, który sprawdzi, czy sędzia Konopka popełniła błąd.