Niecodzienną sprawą zajął się dziś Sąd Okręgowy we Wrocławiu. Na wokandę wróciła historia kota, który przeszedł przez płot, zjadł rybki sąsiada i brudził w ogrodzie. Sąsiedzki spór z futrzakiem w tle był na tyle poważny, że zajęła się nim straż miejska, która ostatecznie skierowała sprawę do sądu. Sąd pierwszej instancji stwierdził, że właściciel nie przypilnował kota i ukarał go karą nagany. Miłośnik kotów odwołał się od decyzji. Teraz sąd uznał jego winę, ale odstąpił od wymierzenia kary.

Niecodzienną sprawą zajął się dziś Sąd Okręgowy we Wrocławiu. Na wokandę wróciła historia kota, który przeszedł przez płot, zjadł rybki sąsiada i brudził w ogrodzie. Sąsiedzki spór z futrzakiem w tle był na tyle poważny, że zajęła się nim straż miejska, która ostatecznie skierowała sprawę do sądu. Sąd pierwszej instancji stwierdził, że właściciel nie przypilnował kota i ukarał go karą nagany. Miłośnik kotów odwołał się od decyzji. Teraz sąd uznał jego winę, ale odstąpił od wymierzenia kary.
Zdj. ilustracyjne /mn /Archiwum RMF FM

Historia zaczęła się wiosną ubiegłego roku. Miłka i Lulu, dwa koty Patryka Hałaczkiewicza nie przejmowały się ogrodzeniem i chętnie przechodziły na teren sąsiada. Tam miały brudzić i zdaniem właściciela działki miały zjeść rybki z oczka wodnego. Sąsiad poprosił o interwencję straż miejską. Na upomnieniu się jednak nie skończyło.

Sprawa trafiła ostatecznie do sądu. Sąd pierwszej instancji uznał, że właściciel kotów ich nie dopilnował i ukarał go naganą. Mężczyzna odwołał się od wyroku i dziś sprawa wróciła na wokandę. Sąd okręgowy podtrzymał wyrok i uznał mężczyznę za winnego. Zrezygnował jednak z wymierzenia kary.

Mężczyzna po wyjściu z sali przyznał, że nie zgadza się z wyrokiem, bo może od doprowadzić do sytuacji, że teraz każdy, kto zobaczy obce zwierzę na swoim terenie będzie wzywał straż miejską i sprawa będzie kończyć się w sądzie. Dodatkowo podkreślił, że koty to takie zwierzęta, które ciężko przypilnować.

Z wyroku zadowolony był oskarżyciel ze strony straży miejskiej. Jego zdaniem w sprawie chodziło o uznanie odpowiedzialności właściciela i tak się stało.

Miłośnicy innych czworonogów nie muszą się jednak obawiać, że podobne spory zakończą się w sądzie. Powinni jednak pamiętać, że zwierzęta to nie tylko przyjemności, ale także określone obowiązki wynikające z przepisów.

Co ciekawe, kot, który stał się bohaterem całej tej afery, zaginął.

(mn)