Krwawo zemścili się Palestyńczycy za ubiegłotygodniowy nalot izraelskich samolotów na Gazę, w którym zginęło 15 osób. We wczorajszym zamachu w Jerozolimie zginęło 7 osób, w tym 5 Amerykanów, rannych zostało ponad 80. W kafejce prawdopodobnie została podłożona torba z bombą. Dla Palestyńczyków to dzień triumfu.

Na ulice Gazy wyszło około 10 000 osób, które śpiewały radosne pieśni i wykrzykiwały antyizraelskie hasła. Pochód zorganizował Hamas, który przyznał się do przeprowadzenia zamachu.

Według duchowego przywódcy tego ugrupowania szejka Ahmeda Jassina, organizowanie zamachów to jedyne wyjście dla Palestyńczyków: Naszym celem nie są cywile, nie chcemy ich zabijać. Ale teraz, gdy wróg atakuje palestyńskie dzieci, kobiet, niszczy zamieszkane przez nas tereny, niszczy domy, w których są ludzie - twierdzi Jassin. Podkreślmy jednak, że w palestyńskich zamachach głównie giną cywile.

To reakcja na nieustanne krwawe działania Izraela na palestyńskich terytoriach. Skutki tych ataków nie będą dobre dla żadnej ze stron - twierdzi z kolei palestyński minister pracy Ghassan Al-Ghatib.

Wczorajszy zamach potępiła Unia Europejska, Amnesty International i Stany Zjednoczone. Amerykański prezydent George W. Bush nie krył swego oburzenia, podkreślił, że zamachowcy to zwykli zabójcy.

Po zamachu przed uniwersyteckim kampusem odbyła się demonstracja, której uczestnicy domagali się natychmiastowego usunięcia z Izraela wszystkich Palestyńczyków: Trzeba ich deportować, powstrzymać ich, cały czas tylko się mówi - dość już tego. Izrael zapowiedział odwet. Posłuchaj relacji korespondenta RMF, Elego Barbura:

foto Archiwum RMF

11:55