W śledztwie w sprawie akt sądowych i kart do głosowania palonych w oborze w Gołaszewie (Mazowieckie) trwają oględziny kilku ton dokumentów. Firma, która miała palić akta w ramach eksperymentu naukowego, sama zgłosiła się na policję.

W poniedziałek w pustostanie w Gołaszewie pod Ożarowem Mazowieckim znaleziono trzy tony nadpalonych i przemoczonych dokumentów. Niektóre leżały w stertach, inne były przechowywane w centralnej części budynku w zadaszonej konstrukcji z płyt kartonowych. Stały w niej stalowe regały. Pod plandeką znajdowały się akta spraw cywilnych z Sądu Rejonowego w Wołominie z lat 2002-2005, a także wypełnione karty do głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu z lat 90. i z początku lat dwutysięcznych.

Policjanci z Komendy Powiatowej Policji Warszawa-Zachód wywieźli stamtąd 3 tony dokumentów, które zajęły kilka pomieszczeń komendy. Przez kilka dni policjanci osuszali dokumenty i segregowali według miejsca, z którego pochodzą. W czwartek rozpoczęły się oględziny tego materiału. W protokole spisywany jest każdy z dokumentów. Może to potrwać ponad tydzień - powiedział PAP prok. Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dodał, że policjantom zlecono także przesłuchanie świadków.

W czwartek został przesłuchany m.in. Leszek Stachlewski z Ochotniczej Straży Pożarnej w Ożarowie Mazowieckim. Kilka dni temu powiedział on PAP, że brał udział w podpalaniu dokumentów w oborze w Gołaszewie, ale nie był świadomy, że są to akta.

Miasto przekazało tę oborę jako poligon do ćwiczeń - powiedział. Poinformował, że około trzech tygodni temu warszawska firma Telesto sp. z o.o., wykorzystująca technologię generowania mgły wodnej, sprawdzała, jak ten system sprawdzi się w archiwum. Firma współpracowała m.in. ze Szkołą Główną Służby Pożarniczej, Centrum Naukowo-Badawczym Ochrony Przeciwpożarowej, Wojskowym Instytutem Higieny. Wybudowali w oborze pomieszczenie, ustawiali półki, a na nich stare teczki z papierami, nad tym były zamontowane tryskacze, a komora była wyposażona w czujniki i kamery termowizyjne. Oni to podpalali od dołu i po jakimś czasie sprawdzali spadek temperatury po tym, jak ruszyły tryskacze. My zabezpieczaliśmy te ćwiczenia. Trwały trzy dni - powiedział PAP Stachlewski. To samo przekazał policji.

Firma Telesto miała pod koniec lipca kontynuować badania w Gołaszewie. Po tym, jak funkcjonariusze w poniedziałek zabezpieczyli materiał, na którym pracowała, zgłosiła się na policję.

Złożyłam w tej sprawie zeznania na policji. Pozostajemy do dyspozycji organów ścigania. Na tym etapie nie chciałabym udzielać więcej informacji - powiedziała PAP Anna Latek, prezes Telesto SA, siostrzanej spółki Telesto sp.z o.o. Prezes tej drugiej firmy przebywa za granicą i ma się zgłosić na komendę po powrocie do kraju.

(az)