Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie narodzin dziecka, które w nocy z piątku na sobotę przyszło na świat martwe w szpitalu na gdańskiej Zaspie. Ojciec malucha zarzuca lekarzom, że zbyt późno zdecydowali się na przeprowadzenie zabiegu cesarskiego cięcia. Śledczy wyjaśniają, czy lekarze rzeczywiście mogli popełnić błąd.

Wczoraj około godziny 10 do komisariatu zgłosił się mężczyzna, który zawiadomił o możliwości popełnia błędu lekarskiego w jednym z gdańskich szpitali. Mogło tam dojść do opóźnienia terminu rozwiązania ciąży jego żony. Policjanci przyjęli zgłoszenie. Dzisiaj zebraną w tej sprawie dokumentację przekazaliśmy do prokuratury - powiedziała reporterowi RMF FM Aleksandra Siewert z gdańskiej policji.

Jak udało się nam nieoficjalnie ustalić, według ojca dziecka, lekarze mieli początkowo odmówić jego żonie wykonania cesarskiego cięcia i namawiać ją do naturalnego porodu. Kiedy kobieta nalegała, zgodzili się przeprowadzić zabieg, ale wtedy było już za późno. 

Śledczy muszą teraz m.in. zabezpieczyć dokumentację medyczną w szpitalu. Zlecona zostanie również sekcja zwłok dziecka. Być może pozwoli ona odpowiedzieć na pytanie, co było przyczyną jego śmierci.

Szpital wyjaśnia sprawę

Gdański szpital wszczął wewnętrzne postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Przede wszystkim jest nam bardzo przykro. Wierzę, że nasz personel nie popełnił błędu, ale będziemy minuta po minucie wyjaśniać, czy mogliśmy coś zrobić inaczej. Pacjentka była w patologicznej ciąży. Od pięciu tygodni leżała na naszym oddziale. Doszło u niej do odklejenia łożyska. Cesarskie cięcie było zabiegiem ratującym życie matki - powiedziała reporterowi RMF FM Alina Bielawska-Sowa, dyrektor medyczny placówki.

(ug)