Część mieszkańców bloku w Nowym Targu w Małopolsce, gdzie wczoraj eksplodowała butla z gazem, już dziś będzie mogła wrócić do siebie. Sześć osób spędziło noc w szpitalach. Dwie są w ciężkim stanie. Wśród rannych jest dziecko.

Trzydzieści osób mieszkających najbliżej miejsca wybuchu nie mogło wrócić na noc do swoich mieszkań. Znaleźli schronienie u rodzin i znajomych. Nie wiadomo, co dalej. Ściany mogą być popękane. Może się zawalić - mówili reporterowi RMF FM. 

Spałem u sąsiada na podłodze. Żonę zawiozłem do rodziny. Nie chciałem iść stąd nigdzie. Szyby powybijane, drzwi rozwalone i wszystko zalane. Idę z policjantem, żeby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Jak pozwolą, to trzeba brać się za robotę i wracać do życia - podkreśla jeden z mężczyzn. 

Rano na miejsce wybuchu wrócili inspektorzy, aby sprawdzić, czy w budynku będzie można bezpiecznie zamieszkać, czy też konieczna będzie jego częściowa rozbiórka. Przed południem powiatowy inspektor nadzoru budowlanego uznał, ze konstrukcja bloku nie uległa zniszczeniu. Lokatorzy mogą wrócić do mieszkań położonych poniżej miejsca wybuchu. W pozostałych sześciu lokalach trzeba jednak wykonać remont, który może potrwać nawet kilka tygodni.

Konstrukcja budynku jest na tyle wytrzymała, że nie została uszkodzona w wyniku wybuchu. Mieszkania na dole, do drugiego piętra włącznie, czyli to jest w sumie 9 mieszkań, będą mogły być dopuszczone do zamieszkania już prawdopodobnie dziś. Trudno mi wyrokować jednak jak długo potrwają roboty zabezpieczające dotyczące górnych mieszkań. Tutaj trzeba się uzbroić w cierpliwość - powiedziała reporterowi RMF FM inspektor Gabriela Przystał.

Wczoraj, w mieszkaniu na trzecim piętrze eksplodowała butla z gazem. Lokal stanął w płomieniach. Matka i syn są najciężej poszkodowanymi osobami. Ich mieszkanie zostało całkowicie zniszczone. 

W sumie poszkodowanych zostało 12 osób.

(ug)