Świadek wypadku w Bukowinie Tatrzańskiej opowiedział reporterowi RMF FM o okolicznościach tragicznego wydarzenia, w którym zginęły matka i córka, a trzy kolejne osoby zostały poszkodowane.

Na Rusińskim Wierchu silny podmuch wiatru zerwał dach z wypożyczalni sprzętu narciarskiego. Cztery osoby zostały uderzone przez blachę dachu. Nie żyje 52-letnia kobieta i jej 15-letnia córka. Druga córka zmarłej kobiety, 21-latka w ciężkim stanie została przetransportowana do szpitala w Nowym Targu. 

Kobieta leży na oddziale intensywnej terapii, jest w bardzo ciężkim stanie, ma rozległe obrażenia wielonarządowe, a to - jak tłumaczy wicedyrektorka szpitala powiatowego w Nowym Targu Aleksandra Chowaniec - sprawia, że rokowanie jest na tą chwilę jest bardzo złe.
17-latek z obrażeniami głowy trafił do szpitala w Zakopanem. Poszkodowany jest też najprawdopodobniej ojciec rodziny, który doznał wstrząsu psychicznego i został zabrany do szpitala w Nowym Targu.

Reporterowi RMF FM Maciejowi Pałahickiemu udało się porozmawiać ze świadkiem zdarzenia.

Rozebrałem się z butów, bo zatrzymali wyciąg ze względu na podmuchy. Zdążyłem zdjąć buty, przyszedłem tutaj i kątem oka zobaczyłem, jak się cały dach podnosi w całości i zaczyna lecieć w naszym kierunku. Krzyknąłem do żony chrześniaka "padnij". Padłem przy samochodzie. Trąciło mnie po rogach (ozdoba kasku - red.), chyba te rogi mi życie uratowały - mówił.

Z relacji mężczyzny wynika, że kobiety, które zginęły w wypadku, zostały uderzone przez dach tuż po wyjściu z samochodu, na parkingu. Szły w kierunku wyciągu, bo chciały pojeździć dwie godziny. To coś strzeliło je od lędźwi w górę. To taka siła jakby tir w pana wjechał - wskazał.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Tragedia na stoku w Bukowinie Tatrzańskiej. Zginęły matka i córka