49-letni opolanin, uzbrojony w czynny przeciwpancerny pocisk artyleryjski wszedł do sklepu w miejscowości Szonów na Opolszczyźnie i zagroził wysadzeniem budynku w powietrze. Na szczęście nie doszło do tragedii. Policja aresztowała mężczyznę, który jak się okazało, był pijany.

W momencie gdy do sklepu wszedł mężczyzna z trzydziestocentymetrowym pociskiem artyleryjskim była tam grupa osób dorosłych i grupka małych dzieci. Sytuację pogarszał fakt, że napastnik był bardzo zdenerwowany i początkowo nie reagował na żadne argumenty. Po chwili zamieszania większości udało się wybiec z budynku. Negocjacje z desperatem rozpoczęła sprzedawczyni, która do końca zachowała zimna krew. Udało się jej nawet dyskretnie zadzwonić na policję. Gdy napastnik usłyszał syreny radiowozu, odłożył pocisk na trawnik i zaczął uciekać. Policjantom udało się dogonić i obezwładnić mężczyznę. „Był zniechęcony do życia. Powiedział, że jest mu wszystko jedno” – powiedział sieci RMF FM Roman Wawrzynek, rzecznik opolskiej Prokuratury. Jak się okazało, przeciwpancerny pocisk artyleryjski z czasów II wojny światowej miał sprawny zapalnik. Wawrzynek potwierdził opinię saperów z Brzegu, którzy uznali, że pole rażenia w przypadku detonacji wyniosłoby 200 metrów. Policja ustala w tej chwili dokładne motywy działania desperata. Prokuratura w Opolu wystąpi z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie zatrzymanego. Za narażenie życia i zdrowia wielu osób kodeks karny przewiduje karę od roku do 10 lat wiezienia.

foto RMF FM

12:05