Ministerstwo Edukacji Narodowej chce od tego roku wystawiać maluchom kończącym przedszkole dokument z oceną umiejętności. Na takim "świadectwie" 5 i 6-latka znalazłyby się np. opinie na temat postępów w wiązaniu butów, informacja o tym, czy dziecko boi się obcych, a także czy potrafi już rozróżniać pory roku. Specjaliści ostrzegają jednak, że takie cenzurki mogą wyrządzić więcej szkody.

To etykietowanie maluchów - mówi psycholog Dorota Sarapata. Jak można oceniać tak młody, rozwijający się dopiero organizm? Jej zdaniem, taki

dokument z opisową oceną, który trafi do rąk nauczyciela w szkole podstawowej już od samego początku ustawi jego stosunek do dziecka. Będzie to krzywdzące, bo różnice między dziećmi w tym wieku mogą być ogromne, co nie znaczy, że przedszkolak, który nie umie zawiązać butów jest pozbawiony innych talentów.

Resort edukacji tłumaczy się, że dzięki ocenom i rodzice i nauczyciele będą wiedzieć, na czym trzeba się skupić, w czym pomóc małemu dziecku. Ale jest też druga strona medalu. Taka selekcja pod względem umiejętności rodzi ryzyko tworzenia klas dla dzieci genialnych i tych zwyczajnych. To segregacja - przekonuje Dorota Sarapata. Co więcej, dzieci, które na początku podchodzą do nauki z ufnością i ciekawością, czeka srogie rozczarowanie. Przypomina mi to trochę wyścig szczurów, tylko trochę za wcześnie rozpoczęty

Wśród nauczycieli zdania na temat oceniania przedszkolaków są podzielone. Z jednej strony przyznają, że tak jasne wytyczne mogłyby ułatwić im pracę z uczniami, z drugiej, cenzurki oznaczają dodatkową prace papierkową, na którą jak przyznają wprost, nie wszyscy znajdą czas. To może oznaczać, że część z tych dokumentów będzie po prostu powielanym gotowcem, wypadkową, która nie będzie miała nic wspólnego z rzeczywistością.

Z zapowiedzi ministerstwa wynika, że rozporządzenie o ocenach na koniec przedszkola ma zostać podpisane na wiosnę i już w tym roku mali absolwenci przedszkola pójdą do szkół skatalogowani na podstawie swoich umiejętności.