Manifestacja przeciwko wojnie z Irakiem, która dwa dni temu odbyła się w Rzymie - i która była jedną z największych w Europie - nie była transmitowana przez włoską telewizję RAI. Taką decyzję podjął prezes telewizji publicznej.

Szefowie włoskiej telewizji publicznej twierdzą, że żadna stacja w zachodnim świecie nie transmituje manifestacji i że nie było takiej potrzeby i tym razem. Jednak nikt, włącznie z dziennikarzami telewizji RAI, nie ma wątpliwości, że nietransmitowanie marszu było decyzją polityczną, ponieważ Berlusconi, od którego zależy telewizja publiczna jest wielkim sprzymierzeńcem Ameryki, a więc popiera wojnę. I to właśnie włoski premier był najczęstszym obiektem drwin na transparentach, które nieśli w sobotę manifestanci. Do tej pokojowej demonstracji przyłączyli się też sami dziennikarze telewizji RAI. Szli z opaskami na ustach i z napisami Jesteśmy przeciwko ciszy w RAI.

Wielu Włochów było z tego powodu po prostu wściekłych, o czym świadczą listy do redakcji czy nawet rozmowy na ulicach. Pojawiają się tradycyjne pytania, które znamy także w Polsce: za co właściwie płacimy abonament telewizyjny? Czy za to, że by oglądać programy, które wybierze dla nas rząd?

Włosi naprawdę są zszokowani, bo takiej próby ręcznego sterowania telewizją publiczną dawno tu nikt nie widział. O tym zdarzeniu mówi się, że to wstyd i skandaliczna cenzura.

Manifestacja, w której uczestniczyły prawie trzy miliony osób była w końcu transmitowana nie przez RAI, a przez stację prywatną – La Sette – jedyną ogólnowłoską, która jest poza orbitą wpływów Berlusconiego i telewizja ta – poza sympatią widzów – zyskała w sobotę także rekordową oglądalność.

16:35