Dwoje licealistów, którzy wczoraj zatruli się dopalaczami, wyszło już do domu ze szpitali. Pozostali pozostaną pod nadzorem lekarzy nawet do piątku. Młodzi ludzie zatruli się na szkolnej wycieczce. Dyrekcja szpitala twierdzi, że w każdym tygodniu ma kilka takich przypadków.

Władze miasta nie mają niestety żadnego skutecznego pomysłu na walkę z dopalaczami. Ani sanepid, ani straż miejska nie próbuje nawet wzorem innych miast nękać sprzedawców nieustannymi kontrolami, bo to może skończyć się sądowymi procesami o utrudnianie legalnej w końcu działalności gospodarczej.

Straż miejska sprawdza jedynie, czy dopalacze są sprzedawane nieletnim. Wiadomo, że są, ale nikogo za rękę nie złapano. Zostaje jedno: próba przekonania mieszkańców, by nie kupowali. My staramy się prowadzić edukacyjne programy w szkole. W tej chwili jesteśmy w opracowaniu takiej akcji informacyjnej na temat niebezpieczeństw wynikających z zażywania - mówi Urszula Sienkiewicz z Urzędu Miasta.

Jednak jak pokazują ostatnie przypadki, ten sposób skuteczny nie jest. Białostoccy samorządowcy rozkładają więc ręce i czekają aż rząd wymyśli działające narzędzie do walki z dopalaczami.