Autor: Przemek Corso

Przyjęcie urodzinowe okazało się prawdziwym sukcesem.

Zamiast szampana, polał się szampon, a miś Teodor, zjadł całe dwa kawałki tortu. Wszystkie zabawki przyglądały mu się w zdumieniu, kiedy raz za razem w swoim tempie, jadł tort kęs po kęsie. I choć wcale nie miał na niego ochoty, wypierając się i kręcąc nosem, uparcie twierdząc, że MISIE, a w szczególności pluszowe nie lubią tortów... Kiedy już raz spróbował nie mógł przestać jeść.

Tort składał się z trzech warstw, słodkiego kremu, który wcale a wcale nie był za słodki, oraz polewy czekoladowej z rodzaju tych ciemno, białych - dwu smakowych.

Tak. To był tort bardzo duży i w pewnym sensie wydawał się nawet bardzo "dorosły". Taki który mama i tata mogliby kupić dla siebie, żeby zjeść go na "dorosłym" przyjęciu. Nie miał cukrowych kwiatków, ani literek, ale zabawki i tak wiedziały, że to najlepszy tort w całym domu, a może nawet i w sąsiedztwie, albo nawet - słowo honoru - całym mieście.

- Każdy chciałby mieć to coś - mówił Teodor z pełnymi ustami. - Jest pyszne.

- Nie mówi się "to coś", Teodorze - upominał go zbudowany z klocków robot Korneliusz. Tak naprawdę Korneliusz nie był robotem. Za każdym razem był czymś innym. Jedyne czym był zawsze to Korneliuszem.

- To jest urodzinowy tort Marysi - tłumaczył dalej Korneliusz.

- Aaaaaa... - uśmiechał się Teodor wycierając brudne od kremu łapki w Świnkę Pacynkę, która wcale nie chciała być ręcznikiem i w ogóle się o to nie prosiła. - Każdy chciałby mieć to coś urodzinowe!

- Tortowe - piszczała Świnka Pacynka z pełnym przekonaniem, wyraźne niezadowolona z zachowania Teodora. - To jest urodzinowe tortowe Marysiowe!

- No, przecież powiedziałem - naburmuszył się Teodor całkowicie pewien, że powiedział.

- Nie wycieraj we mnie łapek Teodorze - poprosiła Świnka Pacynka, ale Teodor w ogóle jej nie słuchał. Patrzył tylko na to urodzinowe coś.

Patrzył na tort Marysi.

To były oczywiście jej urodziny, jej pokój i jej zabawki. Nigdy o nich nie zapominała i za każdym razem kiedy mama robiła w kuchni coś pysznego, ona czyli Marysia - a musicie wiedzieć że była bardzo sprytną dziewczynką - zawsze przemycała do pokoju małe co nieco.

- Marysiu, nie wolno - mówiła mama za każdym razem kiedy Marysia zakradała się do kuchni na paluszkach. - Wiem, że je kochasz i troszczysz się o nie, ale zabawki nie jedzą... One jedzą tylko na niby.

- Jak to na niby? - dziwiła się Marysia.

- Niby jedzą, niby rzeczy - odpowiadała mama. - To może być co tylko chcesz... Niby makaron z niby sosem... Niby herbata podana na niby obiedzie... Niby jabłecznik z niby jabłek i niby chleb z niby masłem...

Ale Marysia i tak wiedziała lepiej.

Co prawda większość smakołyków zjadał pan odkurzacz z długą szyją, ale zabawki i tak były zachwycone. Zawsze kiedy pan odkurzacz przychodził do pokoju z mamą i z rykiem wciągał jedzenie do rury, wszystkie zabawki piszczały:

- TAK! JESZCZE! HURRA! JESZCZE! JUHU!

To był niesamowity widok i wszyscy byli zachwyceni. Nawet mama mruczała coś pod nosem cicho...

Aż w końcu nadeszły Marysiowe urodziny i mama po raz pierwszy pozwoliła Marysi zabrać do pokoju jedzenie dla zabawek, który nie było niby jedzeniem. BA! Było prawdziwe i to na ładnym porcelanowym talerzyku.

- Tort! - krzyczał miś Teodor idąc w kierunku ciasta. - Potrzebuję więcej! Tylko odrobinę. Dosłownie okruszek! Krztyna by wystarczyła nawet...

- Zjadłeś dwa kawałki Teodorze - powiedziała Marysia. - Zostaw innym trochę...

Wszystkie lalki przyznały jej rację.

- Tak. Oczywiście. Tak, tak - szeptały między sobą.

Tylko Teodor nie słuchał. Skoczył prosto do talerza cały się brudząc.

Robotowi Korneliuszowi, który był zbudowany z klocków zrobiło się tak wstyd z powodu misia, że rozsypał się i już nie był robotem. Był już tylko Korneliuszem.

- To coś! To pyszne coś! - krzyczał Teodor tarzając się w kremie i we wszystkich trzech warstwach tortu. Tarzał się nawet w polewie. Robił to tylko chwilę, ale i tak wystarczająco długo, żeby cały się pobrudzić. Czasami wystarczy chwila.

- Nie dostaniesz już więcej szamponu, Teodorze - powiedziała Świnka Pacynka. - Dobrze mu powiedziałam, Marysiu? Dobrze?

Dziewczynka podbiegła do niegrzecznego misia i podniosła go na wysokość oczu.

- Nawet nie zdążyłem spróbować - pożalił się Korneliusz, który nadal był w rozsypce.

- Będę miała przez ciebie kłopoty Teodorze - powiedziała Marysia trzymając brudnego misia. - Nie wolno robić takich... Jestem za ciebie odpowiedzialna.

I za pokój, pomyślała nagle, i za was wszystkie zabawki.

- Może pan odkurzacz go wyczyści? - zapytała Świnka Pacynka. - Tak jak zawsze czyści dywan?

- Mama będzie zła, jeżeli obudzę pana odkurzacza - odpowiedziała Marysia. - Ma teraz drzemkę.

I wtedy nagle wpadła na pomysł. Położyła Teodora na talerzyku, żeby niczego nie pobrudził i wybiegła z pokoju.

- Mamo - powiedziała do mamy, która była na dole i krzątała się. Tata zawsze mówił, że mama się krząta.

- Tak, córeczko? - zapytała mama.

- Biorę Reksa na przyjęcie urodzinowe do pokoju, dobrze?

- Naszego psa Reksa? - zdziwiła się mama.

- Teodor chciałby się z nim pobawić.

- Twój miś Teodor? - zapytał tata, który siedział przy stole i czytał gazetę. Mama mówiła, że tata nigdy się nie krząta.

Marysia nie zdążyła odpowiedzieć, bo już biegła z Reksem do pokoju głośno przy tym piszcząc. Rodzice tylko patrzyli na siebie ze zdziwieniem.

Reks wpadł do pokoju na przyjęcie urodzinowe, wszędzie biegał, wszystko sprawdzał, wszystko wąchał, nawet szampon w dużej białej butelce i wtedy właśnie zobaczył Teodora ubrudzonego w torcie.

Miś tylko głośno przełknął ślinę.

Po kilku minutach Teodor był już cały czysty. Reks zlizał z niego krem z tortu, i tortowe warstwy i nawet tortową polewę.

- Zły piesu! - krzyczał Teodor głośno się przy tym śmiejąc. - Mam łaskotki! Bardzo zły piesu!

Później Reks wylizał talerz, trochę kremu z pleców Świnki Pacynki i wciągnął okruchy z dywanu, ale bez hałasu, tak jak robił to zawsze pan odkurzacz. Kiedy Marysia myślała już że wszytko się udało do pokoju zajrzał tata.

- Marysiu - zwrócił się do swojej córeczki, a Reks wybiegł z pokoju pomiędzy jego nogami. - Mama mówi, że jak skończysz przyjęcie to żebyś przyniosła Teodora do prania... Wypranie go w naszym psie to nie jest najlepszy pomysł, skarbie.

Miś Teodor tylko głośno przełknął ślinę.

- Masz nauczkę, Teodorze - powiedziała do niego Marysia. - Powinieneś się dzielić z innymi, a nie zjadać cały tort samemu...

- No właśnie - przyznał Korneliusz, który był teraz tylko Korneliuszem, a nie robotem.

- No właśnie - przyznał tata i puścił oko swojej córeczce. - Teraz przynajmniej będzie naprawdę czysty...

Marysia wzięła Teodora na ręce i zaczęła zanosić go do łazienki.

- Tato? - zapytała nagle odwracając się przez ramię. Teodor, którego trzymała na rękach tylko wzdychał ciężko obiecując sobie w myślach, że już zawsze będzie grzeczny.

- Tak, kochanie? - Tata właśnie wchodził do pokoju Marysi z panem odkurzaczem.

- Tylko uważaj na Korneliusza, proszę - powiedziała i wbiegła do łazienki zostawiając go samego.

Tata przez chwilę zastanawiał się kim jest Korneliusz, a później podpiął ogon pana odkurzacza do gniazdka w ścianie.

Marysia już nie mogła go widzieć, ale za to usłyszała jego głos.

- Marysiu, co w twoim pokoju robi mój szampon?

- Ups - powiedziała Marysia, a później spojrzała na misia. - Widzisz Teodorze? Chyba obydwoje musimy być grzeczniejsi... Ja jestem odpowiedzialna za ciebie, a mama i tata za mnie...

Teodor tylko kiwał głową.

- To prawda - mruczał uśmiechając się.

Marysia chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy pan odkurzacz zaczął hałasować, a wszystkie zabawki krzyknęły:

- HURRAAAA!!

To prawda. Przyjęcie urodzinowe okazało się prawdziwym sukcesem.