Autor: Konica

U pewnego hodowcy przyszły na świat szczeniaczki. Były bardzo małe i cały czas spały koło swojej mamy. Minęło kilka tygodni i hodowca postanowił poszukać dla każdego z nich nowego domu. Była niedziela, gdy na podwórko podjechał samochód i wysiadł z niego pan i pani. Podeszli do kojca, w którym były szczenięta i spośród pięciu wybrali jednego. Zabrali go ze sobą i dali mu na imię Stefan. Stefanek w nowym domu miał swoją budę, miskę i zabawki. Gdy przyjechał na miejsce rozglądał się uważnie dookoła i zapoznawał z nowym otoczeniem. Za płotem u sąsiada mieszkała Majka. Była większa od Stefanka i głośno szczekała. Trochę to wystraszyło małego pieska, ale podszedł do ogrodzenia i powiedział: - Cześć Majka. Jestem Stefanek. Majka podeszła bliżej i obwąchała nowego kolegę. I tak zaczęła się wielka przyjaźń między nimi. Całe dnie Stefanek biegał po dużym ogrodzie swojego pana. Bawił się piłeczkami i innymi zabawkami, a jak się zmęczył kładł się w cieniu i spał. Pan i pani bardzo kochali swojego pieska. Szczególnie pan poświęcał mu każdą wolną chwilę. Często robił Stefankowi zdjęcia, a on lubił pozować do fotografii. Jak Stefanek trochę podrósł pan zabierał go na krótkie spacery po polu niedaleko domu. Raz nawet spotkał tam króliczka. Chciał się z nim zaprzyjaźnić i pobawić, ale króliczek szybko uciekł. Wizyta Majki Był letni dzień. Stefanek mieszkał u swojego pana już od kilku tygodni, ale właśnie tego dnia odwiedziła Stefanka Majka. Przyprowadził ją jej pan, który siedział teraz na tarasie z panem Stefanka. Oba pieski obwąchały się na początku, a potem zaczęły dzikie harce. Biegały po całym ogrodzie. Raz Stefanek gonił Majkę, innym razem Majka gonił Stefanka. Bawili się sznurkiem, który ciągnęli każdy w swoją stronę, gumową świnką, no i oczywiście piłką. Stefanek bardzo lubił zabawy z piłeczką, gdy odbijała się wysoko od ziemi próbował łapać ją w locie, choć rzadko mu się to udawało. Najwięcej radości sprawiła Stefankowi walka o wodę w misce. Nikt nie wiedział dlaczego, ale pozwalał Majce jeść ze swojej miski, ale nie pozwalał pić wody. Gdy tylko Majka podchodziła do miski z wodą Stefanek od razu podbiegał i albo wylewał wodę przewracając miskę, albo próbował sam do niej wejść. W efekcie tej zabawy oba pieski były całe mokre. Kazik Lato się skończyło. Zaczęła się jesień. Częściej teraz padał deszcz i było chłodno. Pan i pani jeździli na cały dzień do pracy. Majka była w swoim kojcu i Stefanek całe dnie spędzał sam w ogrodzie. Urósł, już nie był małym szczeniaczkiem. Miał pół roku. Gdy pan wracał z pracy Stefanek bardzo się cieszył, bo wiedział, że przez jakiś czas pobawi się z panem piłeczką, albo pójdą razem na spacer. Jednak któregoś dnia pan wrócił z pracy wcześniej i zabrał Stefanka do samochodu. Piesek pomyślał, że jadą na jakąś wycieczkę do lasu, bo już kilka razy tak było, ale tym razem nie pojechali do lasu. Długo jechali, aż w końcu pan zatrzymał samochód i zabrał z niego Stefanka. Byli na jakimś podwórku, po którym biegał mały, czarny piesek. Stefanek podszedł do niego ostrożnie, obwąchał i polizał po pyszczku. Pan stał z boku i obserwował. Obawiał się, że Stefanek nie zaakceptuje nowego pieska, ale ten był bardzo przyjaźnie nastawiony do szczeniaczka, co utwierdziło pana w przekonaniu, że oba pieski bardzo się polubią. Zabrał więc czarnego jak kret szczeniaczka do samochodu i wrócił po Stefana. Oba pieski jechały obok siebie i po minach było widać, że są mocno zdziwione tym co się dzieje. Stefanek nie rozumiał kto to jest. Jakiś nowy, czarny psiak, który się wiercił przez całą drogę i ciągle próbował wdrapać się na plecy Stefana. A mały, czarny szczeniak nie wiedział co się dzieje, gdzie jest, bo pierwszy raz jechał samochodem i trochę mu się nudziło. Próbował więc bawić się ze swoim towarzyszem, ale tamten był wystraszony i nie miał ochoty na zabawę. Pani wróciła z pracy i od razu podbiegł do niej nowy mieszkaniec domu. Poruszał się jeszcze bardzo niezdarnie. Miał krótkie łapki i o wszystko się potykał.

- To jest Kazik - powiedział pan. - Pomyślałem, że Stefankowi przyda się towarzystwo. Za kilka dni przyzwyczają się do siebie i z pewnością będą razem się dobrze bawić. Stefanek od samego początku był spokojny, czasami nawet trochę wystraszony i bojaźliwy. Kazik natomiast okazał się wszędobylski, wszystko go interesowało, wszędzie zaglądał, niczego się nie bał. Stefanek patrzył na Kazika nieufnie i mówił: - Kim ty jesteś, czarna kulko? Pan teraz o mnie zapomni. Ale pan nie zapomniał o Stefanku.

Oba pieski bardzo kochał i z każdym bawił się codziennie, kupował im zabawki i częstował smakołykami. Po kilku dniach nawet Stefanek polubił Kazika, zaczął go traktować jak młodszego brata. Bawił się z nim, ale też bronił i uczył poznawać nowe miejsce. Przedstawił Kazika Majce, pokazał ciekawe miejsca w ogrodzie, na polu króliczą norkę i opowiedział o psie sąsiadów z naprzeciwka - Zulusie. Pierwszy śnieg. Stefanek cały czas był większy od Kazika więc w zabawach przewodził i mówił Kazikowi co może robić, a czego mu nie wolno! Pilnował, aby małemu pieskowi nic złego się nie stało. Minął już miesiąc od czasu jak Kazik zamieszkał ze Stefankiem. Któregoś dnia zrobiło się bardzo zimno i z nieba zaczęło padać coś białego. Nie był to deszcz, który pieski dobrze znały. W kilka minut to coś białego i zimnego pokryło trawnik w ogrodzie. - Co to? - zapytał Kazik. - Nie wiem. Pierwszy raz to widzę - odpowiedział Stefanek. - Chodź pójdziemy zapytać Majkę, może ona będzie wiedziała. Podbiegli do płotu i zawołali koleżankę, która siedziała w swojej budzie.

- Majka, co to jest, to białe? - zapytał Stefanek. - Nie wiecie? - odparła zdziwiona patrząc na dwa pieski. - To śnieg. Pada czasami zamiast deszczu, gdy jest zima. W śniegu można się fajnie bawić. Dzieci ze śniegu lepią bałwana, rzucają się śnieżkami i jeżdżą na takich dziwnych deskach, które nazywają sankami. Ale trzeba też uważać, bo jak jest śnieg to jest ślisko i nawet na czterech łapach można się poślizgnąć. - Może pobawisz się z nami na śniegu? - zaproponował Stefan. - Ale nie umiem przeskoczyć przez płot - odpowiedziała smutno Majka. - To zrób dziurę w płocie - wtrącił Kazik. - Nie wiem jak, ale pomyślę, może wpadnę na jakiś pomysł. Nie czekając na Majkę, Stefanek z Kazikiem zaczęli bawić się w ogrodzie. Naprawdę fajnie biegało się po śniegu. Był miękki, puszysty i można było się w nim kulać bez przerwy.

Dziura w płocie.

Majka z zazdrością patrzyła jak Stefan i Kazik bawią się razem na sąsiednim ogrodzie. Ona całe dnie spędzała sama, bo jej państwo pracowali, a dzieci chodziły do szkoły. Coraz częściej myślała co zrobić, aby choć na jakiś czas przedostać się do Stefana i Kazika i trochę z nimi pobiegać. W końcu postanowiła wykopać dziurę pod płotem, przez którą przedostanie się do kolegów. Znalazła odpowiednie miejsce, gdzie nie rosły młode jeszcze tuje i zaczęła kopać. Zobaczyli to Stefan i Kazik. Podbiegli do płotu z drugiej strony i zapytali: - Co robisz Majka? - Próbuję wykopać dziurę, żeby wpaść do was na wspólną zabawę. - Super - ucieszył się Kazik. - Pomożemy ci - zaproponował Stefan. - Będziemy kopać po naszej stronie.

I tak wspólnie zaczęli pracować nad podkopem, dzięki któremu Majka miała przejść na ich stronę. Dziura była już sporej głębokości. Majka spróbowała się przecisnąć, ale nie zdołała. Trzeba było jeszcze trochę pogłębić podkop. W końcu, po kilku kolejnych minutach pracy udało się. Majka przeszła do ogrodu Stefanka i Kazika. Zabawom nie było końca.

Pieski bawiły się w berka. Mały Kazik przegrywał, bo był jeszcze za mały, aby biegać tak szybko jak Stefanek i Maja. Dlatego postanowił, że będzie płatać figle starszym. Podgryzał więc Majkę za łapki, przez co nie mogła uciekać przed nim. Stefana łapał za ogon i próbował wpadać na niego. Czasami mu się to udawało. Wtedy Stefan przewracał się na trawę dzięki czemu Kazik mógł wskoczyć mu na plecy, złapać za łapki i przez chwilę mieć nad nim przewagę. Wtedy nadbiegała Majka i zaczynała się wielka kotłowanina na trawie. Wygrywał Kazik, bo choć był najmłodszy, to miał młode, ostre ząbki i Stefanek z Majką uciekali, aby mały łobuziak nie podgryzał ich. Spacer po lesie. Stefanek i Kazik mieszkali za miastem. Niedaleko był las, do którego pan zabierał czasami oba pieski na długi spacer. Stefanek bardzo lubił leśne spacery, bo zawsze znalazł jakiegoś patyka, którego pan mu rzucał przez cały spacer. Kazika patyki nie interesowały. Biegał bez celu i poznawał nowe miejsca. Wszystko dokładnie obwąchiwał i wszystkiemu bacznie się przyglądał. Czasami podgryzał Stefankowi łapki, szczekał na niego i chciał zachęcić go do wspólnej zabawy, ale Stefana interesował bardziej patyk niż wspólna zabawa. Na spacerze w lesie pan robił zawsze dużo zdjęć. Od czasu do czasu była z nim też pani i wtedy ona rzucała patyki.

Tym razem tez do lasu pojechali wszyscy: pan, pani i dwa pieski. Nagle Kazik zatrzymał się, bo usłyszał coś dziwnego. Zaczął się rozglądać i nasłuchiwać. W końcu zauważył wysoko na drzewie siedzącego dzięcioła. - Hej, Stefan! - zawołał. - Zobacz jaki śmieszny ptak, siedzi na drzewie i uderza dziobem w pień! Zupełnie inny niż te małe wróbelki u nas w ogrodzie. Stefan podbiegł do Kazika i spojrzał w górę . - To dzięcioł. - poinformował Kazika. - A ty skąd to wiesz? - Bo przyjeżdżałem tu z panem jak ciebie u nas jeszcze nie było. - A dlaczego on tak puka dziobem w to drzewo? - Pewnie wydziobuje jakieś małe owady lub robaki z kory drzewa. Tym się żywi. Kazik popatrzył jeszcze przez chwilę na dzięcioła i pobiegł dalej, bo pan z panią już się trochę oddalili. W lesie Kazika wszystko ciekawiło. Słyszał kukułkę, która kukała gdzieś wysoko. Biegał po miękkim mchu, obwąchiwał grzybki rosnące pod drzewami. Stefan ostrzegał go przed krzakami jeżyn, które miały kolce w które można było zaplątać długą sierść. Wokół czuł też dużo innych niż na ogrodzie zapachów. Były to zapachy innych zwierząt: zająca, sarenki, kuny leśnej. Kazik lubił wycieczki do lasu, ale jeszcze bardziej lubił jeździć do babci. Wyjazd do babci. Tak naprawdę to nie była jego prawdziwa babcia, ale tak Stefanek nazywał mamę swojego pana, więc Kazik też tak mówił. Babcia mieszkała daleko, bo trzeba było jechać samochodem przez godzinę, czasami trochę dłużej, ale oba pieski lubiły podróżować. Stefanek siadał przy oknie i patrzył na migający za oknem krajobraz, a Kazik leżał na podłodze i spał kołysany przez jadący samochód.

Tym razem też tak było. Kazik przespał całą podróż, ale gdy dojeżdżali na miejsce Stefan trącił go nosem. - Kazik, obudź się, dojechaliśmy już do babci. Kazik zerwał się na nogi i czekał aż pan otworzy bagażnik. Powodem, dla którego Kazik tak bardzo lubił wizyty u babci były przysmaki, które on i Stefanek dostawali w dużych ilościach. Babcia kupowała zawsze na tę okazję same psie rarytasy. Tym razem babcia wyprawiała przyjęcie dla całe rodziny i było dużo dobrego jedzenia. Przyjechało kilka osób, których Stefan i Kazik jeszcze nie widzieli i wszystko co działo się dookoła zdumiewało młode pieski. Oczywiście każdy podchodził, głaskał, chciał przez chwilę się pobawić, a czasami nawet dawał coś do jedzenia. A Kazik uwielbiał jedzenie. Jadł wszystko i zawsze. Nie zastanawiał się co to jest, tylko łapał do pyska i połykał. Stefan natomiast zawsze obwąchał i delektował się jedzeniem. - Stefan, zobacz ile tu kiełbasy - mówił Kazik. - Czuje też pieczone mięso. - Ale to nie dla nas - mówił smutno Stefanek. Też mu ślinka ciekła wąchając te zapachy rozchodzące się po całej kuchni. Jednak nie miał śmiałości, tak jak Kazik, stać przy babci i wpatrywać się w nią proszącym wzrokiem. - Co tam nie dla nas - mruknął Kaziu - Zawsze coś dostajemy. Babcia na pewno nam coś da. - Ale pewnie nie dziś. Zobacz, to wszystko jest dla gości. - Jeśli nic nam nie da, to ja coś załatwię - obiecał Kazik. - Co chcesz załatwić? - dopytywał Stefanek. - Nie wiem. Coś upoluje - powiedział Kazik.

Goście zasiedli do stołu i przestali zwracać uwagę na dwa pieski. A na to właśnie czekał Kazik, który chwilę wcześniej zauważył pozostawiony na szafce w kuchni duży kawałek schabu. Kazik był już duży. Pomimo tego, że był młodszy od Stefana, to już go przewyższał wzrostem i łatwo sięgał pyskiem do blatu kuchennych szafek. W momencie gdy nikt nie patrzył złapał kawałek mięsa. Niestety nie wiedział, że mięso leży na talerzu i gdy pociągnął je, zrzucił talerz na podłogę. Zrobił się hałas, talerz rozbił się na kawałki a do kuchni wpadł pan. Gdy zobaczył Kazika z wielkim kawałkiem mięsa w pysku bardzo się rozzłościł. Babcia spojrzała na pieska i powiedziała: - No, teraz to nie ma wyjścia, trzeba mięso podzielić między Kazika i Stefana. I tak oto oba psy dostały po sporym kawałku mięsa, które szybko zniknęło. Kazik oblizał się ze smakiem, spojrzał na Stefana i powiedział: - Widzisz, kolego, tak się załatwia sprawę. Dobre było mięsko, nie? Przyjęcie u babci było udana, ale najbardziej zadowoleni byli Stefan i Kazik. Mały człowieczek. Stefan i Kazik bardzo lubili swojego pana i panią, którzy poświęcali im każdą wolną chwilę. Pani była w domu, bo nie jeździła już do pracy, a pan bawił się z pieskami, zabierał na spacer i robił zdjęcia. Oba pieski były przekonane, że tak już będzie zawsze. Jednak któregoś dnia coś się zmieniło. - Stefan, zauważyłeś że naszej pani nie ma w domu? - zapytał któregoś dnia Kazik. - No zauważyłem. Ale widziałem też, że gdzieś wyjeżdżała, bo pan zabierał dużą torbę. - To kiedy ona wróci? Smutno bez niej i gdy jej nie ma w domu, pana też nie ma.

- A skąd ja mogę wiedzieć kiedy wróci pani - spojrzał na Kazia Stefanek. - Mi też smutno bez niej. Ale pani nie było tylko kilka dni i w końcu pieski doczekały się jej powrotu. Ale dzień powrotu pani był dniem szczególnym. Na podjazd przed dom podjechał pan samochodem z którego wysiadła pani jakaś odmieniona. Podeszła do piesków i zaczęła głaskać jednego i drugiego. W tym czasie pan zabrał z samochodu coś z czym szybko wszedł do domu i pani też zniknęła za drzwiami. - Kaziu, o co tu chodzi? - zapytał zdumiony Stefanek - Nie wiem, ale to mi się nie podoba. Chwilę później pan wyszedł na taras i zawołał psy. Wprowadził je ostrożnie do domu i wskazał na panią która siedziała na kanapie i coś trzymała na rękach. - No chłopaki - powiedział pan. - To jest mały Tomek, jak dorośnie, to pewnie nie da wam spokoju, będzie ciągnąc was za uszy i ogony, powyrywa wam trochę sierści i nie opędzicie się od niego. Stefanek spojrzał raz jeszcze na małego człowieczka i starał się podejść bliżej. Pan jednak czuwał i zatrzymał go w pewnej odległości od pani.

Piesek poczuł jednak nowy zapach i zamachał ogonem. Był bardzo ciekawy, ale wiedział, że nie może podejść bliżej. Kazik natomiast nie był zainteresowany nowym przybyszem. Od razu wyczuł, że jest to ktoś ważny dla państwa i pewnie on już nie będzie ich pupilkiem. Nie podchodził bliżej, a nawet wycofał się na swoje miejsce za fotelem i pomimo wołań pana, nie ruszył się z miejsca. Tak oto w domu Stefanka i Kazika pojawił się niemowlak, który spał całymi dniami, a i tak pani spędzała przy dziecku dużo czasu. Stefanek szybko przyzwyczaił się do nowej sytuacji. Podchodził bliżej i obwąchiwał wózek, w którym leżało niemowlę. Czasami kładł się przy nim i go pilnował, bo wiedział, że to ktoś wyjątkowy. Kazik czuł się obrażony. Nie wiedział jak się odnosić wobec dziecka. Czuł, że nie wolno mu podchodzić za blisko, a jednocześnie nie miał ochoty. Cała ta sytuacja mu się nie podobała. Pan co prawda nadał bawił się z nimi i robił zdjęcia, chodził na spacer, ale w domu coś się zmieniło i Kazikowi trudno było to zaakceptować.

A może bał się tego co powiedział pan, że jak mały Tomek dorośnie to wytarga ich za uszy, będzie jeździć na nich jak na kucykach, że zabierze im piłeczki i nie da chwili spokoju?? Kto to mógł wiedzieć? Ale czas szybko płynie. Mały Tomek ma już pół roku. Coś tam do siebie gaworzy, chociaż nikt nie rozumie co, kiedy widzi pieski wyciąga do nich raczki, próbuje już raczkować wiec pewnie niedługo zacznie poruszać się samodzielnie. Wtedy Stefan i Kazik będą uciekać przed chłopczykiem. Takie duże psy, a już obawiają się małego człowieczka.

Pisownia oryginalna